wtorek, 24 lipca 2012

3. Pracujemy w pocie czoła na kawałek chleba.


Szłyśmy do pracy. Kurczę, jak to dorośle i dojrzale brzmi ;D To nic, że byłyśmy zaspane, podekscytowane, podenerwowane, podjadane. Dawało to niezłego mix-a , który widoczny był na naszych pięknych i uroczych mordkach. Tych sińców pod oczami, to nawet markowy korektor by nie zakrył. Nie mówiąc już o tym moim z bazaru.
-Ej Ala?
-No?- mruknęłam. Nie ma ze mną rozmowy, gdy jestem w takim humorze, oj nie ma.
-A co jeśli znów na Niego wpadniesz?
-Na kogo? -„udawałam” głupią, chociaż doskonale wiedziałam, kogo ma na myśli moja przyjaciółka.
-No weź nie pal głupa !- ho ho ho , jaki bulwers!- przecież wiesz, że chodzi mi o Lewandowskiego.
-Tsa. Nie wpadnę- stwierdziłam z przekonaniem.
-A to przepraszam, będziesz się przed nim chować? Tak to mam rozumieć?- drążyła Liwia. Błagam Cię dziewczyno, daj mi święty spokój.
-Jeśli nie będzie innego wyjścia, to czemu nie?- spytałam spoglądając niewinnie.
-BOŻE z kim ja mieszkam?!
-Wiem, że też mnie kochasz- zakończyłam naszą rozmowę, która ocierała się o szczyty inteligencji. Cały wczorajszy dzień jak i dziś starałam się nie myśleć o tym, że znów mogłabym spotkać Roberta. W sumie, jak on to ujął? Do trzech razy sztuka? No tak. Tym razem może uda mu się coś mi złamać. Nos, dupe mam twardą, ciekawe co będzie kolejne? Ręka, noga, żebra? Matko, jaka ja pojebana jestem! Mamusiu, a jeśli on się będzie chciał spotkać?!  Nie, dobra. Wyobraźnia mnie trochę poniosła. Chociaż… wolę się chyba nie przygotowywać na nic. Gdy weszłyśmy do hotelu od razu skierowałyśmy się do pomieszczenia dla personelu. Czekały już tam na nas nasze hm…uniformy? Bordowe szmaty z białymi fartuszkami, może tak będzie bardziej przejrzyście.
-W tym ciaraciajstwie na pewno kogoś poderwę- narzekała w koncie jakaś tleniona blondyna, z metrowymi tipsami i tonami biżuterii. Przecież to się zmęczyć można tyle złomu na sobie nosić…
-Najpierw byś musiała sobie chyba mordę wymienić -warknęła Liwia, która przebierała się obok mnie.
-Ty musisz od początku szukać guza? Ciesz się, że nie słyszała!
-Nie zrobiłaby mi nic, bo złamałaby sobie tego wypielęgnowanego pazura. Weź mi pomóż z tym cholerstwem!- krzyknęła starając się zapiąć coś na kształt koszuli. Spoko, krój nawet fajny, tylko po cholerę guziki są jebnięte na plecach?!- ja tu zaraz zwariuję!
-Weź się uspokój, bo się napaliłaś jak szczerbaty na suchary!- a ją zgasiłam!
Do pomieszczenia weszła starsza kobieta, która miała objaśnić nam w jaki sposób będziemy pracować.
-Witam Was, nazywam się Marcelina Pyziak. Pracować będziecie w dwójkach, na które jesteście już podzielone przez nas- niepewne spojrzenie w kierunku brunetki. No chyba nas nie rozdzielą?!- każda z dwójek będzie miała przydzielony do sprzątania korytarz, jadalnie, recepcje  i inne pomieszczenia znajdujące się w hotelu, oraz dziesięć pokoi, których numery macie napisane na kartkach, które zaraz Wam rozdam- kontynuowała.
-Nie martw się na pewno będziemy razem- dodawała mi otuchy Liwia, chociaż minę też miała nie tęgą.
-A co jeśli nie?
-To pójdziemy na skargę do Artura- szepnęła, ponieważ pani Pyziak zmierzała w naszym kierunku.
-Proszę bardzo- podała nam z uśmiechem kartki. Jeeee! Jesteśmy razem, można zacząć tańczyć lambadę!- wystąpił mały błąd w druku. Zamiast 2 piętra, macie do sprzątanie 3- poinformowała nas i ruszyła do kolejnych osób. Przyglądałam się tej pięknej, różowej kartce, sprawdzając komuż to będę zbierać majtki z podłogi.
-Kurwa!
-Co jest?
-256- jęknęłam.
-Ja pierdole, no ten gościu mnie prześladuje!
-A co JA mam powiedzieć?!- Taak. Jak byk było napisane. Pokój 256 Szczęsny i Lewandowski.

3 piętro+ mały ekwipunek

Stałyśmy na środku tego ogromnie długiego korytarza ze stertami ręczników, wiadrem z wodą, mopem, odkurzaczem, ściereczkami do ścierania kurzu i innymi pierdołami o których istnieniu nie miałam zielonego pojęcia.
-Powiem Ci, że jak miałyśmy praktyki w szkole, to wyglądało to o wiele lepiej.


-Mi tego nie mów, bo ja to doskonale wiem. Przecież ja swój pokój w domu i łazienkę sprzątam z jakieś trzy godziny!- no pomińmy fakt, że co pięć minut przechodzę koło lodówki, a ta wręcz krzyczy do mnie „otwórz mnie, otwórz!”, a potem jest tylko „zjedz coś, zjedz!”, no i nie da się nie ulegną.
-Ta. A pomyśl sobie , ze tam w każdym pokoju jest łazienka!
-Mogłabyś mnie nie pocieszać?- Bogu dzięki, że dzisiaj nie musze ich jeszcze sprzątać. Przetrzeć kurze, założyć pościel, położyć świeże ręczniki.
-Rozdzielamy się?- zaproponowała Liwia.
-Tak nam szybciej pójdzie, inaczej czarno to widzę. Muszę sobie chyba poszukać pracy. W kamieniołomach najlepiej.
-To ja biorę się za korytarz, a Ty chodzisz p pokojach.
-Jest opcja :negocjuj?- pytanie to było raczej czysto teoretyczne, ponieważ brunetka zapewne nie pokusi się  o wejście do pokoju 256.
-Ala, ja tu musze myć podłogę, tam odkurzać jakiś cholerny dywan, a Ty, jeszcze…
-Dobra!- trzeba wstrzymać ten potok słów, bo inaczej dwie godziny będę słuchać o tym, jak to ona się dla mnie poświęca, a ja oczywiście jestem ta zła i nadal mi nie pasuje! Idę się ochłostać!

Podbój korytarza

Bezradna. Tak się w tej chwili czułam, właśnie wyszłam z łazienki w której zwymiotowałam te cholerne kanapki, które zjadłam na śniadanie. A już tak się cieszyłam, że tak długo wytrzymałam, ze minęły dwie godziny i nadal nic, ze… jestem słaba, nie ma się co czarować. Sama sobie nie dam z tym rady, ale nie chce iść do żadnego psychologa. Po co? Żeby wysłali mnie do czubków, no nie, dziękuję. Podobno dużym osiągnięcie jest fakt, że ktoś sam zauważa, że ma problem… ja to widzę, a najgorsze jest to, ze Ala też zaczyna zauważać… i co ja mam Jej powiedzieć? Słuchaj przyjaźnimy się tyle lat, to chyba powinnaś wiedzieć, że przez swoją głupotę wpędziłam się w bulimie? Widzę swoje wystające kości, to , że nie długo zacznę przypominać chodzącego szkieleta, ale co z tego? Dość. Trzeba skończyć się użalać i wziąć się za pracę, bo inaczej nie skończę tego do zachodu słońca. Kurze pościerane, odkurzane, to teraz tylko pomyć podłogi na schodach i w miejscach, gdzie nie ma dywanu. Włożyłam słuchawki w moją zdezelowaną MP3 (swoją drogą ile ona już przeżyła). Pierwsza piosenka? Hey- mimo wszystko. Dawno jej nie słuchała, kiedyś mogłam robić to godzinami. Mimo woli zaczęłam podśpiewywać pod nosem wraz z wokalistką „kochaj mnie, mimo wszystko „. W pewnej chwili poczułam się obserwowana, wyjęłam słuchawki, odwróciłam się do tyłu i. taa. No to joke.
-No cześć- przywitałam się pierwsza. To na pewno jestem ja?
-Już nie palant? Jaka miła odmiana- zaśmiał się ironicznie- pracujesz tu?
-Nie, coś Ty. Po prostu mam takie hobby, wchodzę do byle jakiego hotelu, przebieram się i sprzątam im za darmo, wiesz takie jazdy- ironizowałam.
-Dobra głupie pytanie- nie, ja nic nie mówię- Wojtek- wyciągnął rękę w moją stronę. Odgryźć, czy udziabać?
-Liwia- niech będzie, że mam pokojowe zamiary, moja strata.
-Dziwne imię…
-Jak się nie…
-A czy  ja mówię, że nie ładne? Po prostu rzadko spotykane.
-Tak wgl, to mama nie nauczyła, że się nie przerywa komuś w połowie zdania?- posprzątałam korytarza? Posprzątałam, czyli koniec mojej pracy na dziś, za prowadzenie pogawędki z nim nikt mi nie płaci przecież!
-Dla wszystkich jesteś taka „miła”?
-Tak, dla tych co sobie zasłużyli.
-No dobra, a powiedz mi, co ja Ci zawiniłem? – no właśnie, to jest to pytanie, co…?
-Ja już skończyłam swoją prace na dziś, cześć- odwróciłam się na pięcie z wiadrem z resztą wody, gdy…

Szaleństwo w pokojach

Miałam już ogarnięte we wszystkich pokojach, poza… brawo! Poza 256! Głęboki wdech i wchodzę! Uf! Co prawda są ślady tego, że ktoś tu egzystuje, ale na szczęście na nikogo nie wpadłam. Jak najszybciej pozmieniałam pościel, pościerałam kurze, złożyłam cztery pozostałe mi ręczniki z zamiarem pozostawienia ich w łazience, gdy…z tegoż wspaniałego pomieszczenia wyszedł Robert.Bez koszulki? Umarł w butach.
-Ekhm… cześć, ja…. Przyniosłam wam świeże ręczniki – wydukałam czując, że rumienię się niemiłosiernie.
-Jasne, dzięki –wziął je ode mnie i położył na szafce. No nie wiem jak on, ale ja swoje trzymam w łazience, ale nie wnikam – nie wiedziałem, ze tu pracujesz.
-No jakoś nie było okazji, żeby się pochwalić- uśmiechnęłam się niemrawo- ja do nie dawna nie wiedziałam, ze biegasz za piłką.
-Nie lubisz sportu?
-Nie bardzo. Raczej sport nie lubi mnie- oj tak. Pamiętam te zwichnięte kostki na w-f, powybijane palce siniaki. Pal licho moje, ale ile ja ich narobiłam niewinnym osobom ( oczywiście nie mam tu Liwii na myśli)
-Czym się zajmujesz?- pytał dalej. Bogu dzięki, ze chociaż ubrał koszulkę.
-Skończyłam technikum, za rok chciałabym iść na studia, jeśli mnie gdzieś przyjmą.
-To czemu nie poszłaś w tym roku?
-Bo…- co ja mam powiedzieć, bo rodzice nie mają pieniędzy, żeby mnie utrzymywać
-Dobra, nie moja sprawa, zapewne odpoczynek od nauki- zreflektował się.
-Powiedzmy. Muszę już iść, Liwia pewnie na mnie czeka.
-Słyszałem, że miała spięcie z Wojtkiem- zaśmiałam się.
-Spięcie to chyba mało powiedziane. Trafiła kosa na kamień- kierowałam się do wyjścia, gdy brunet znów złapał mnie za rękę. Normalnie przyzwyczaję się do tego.
-Dasz się w końcu namówić na tą kawę?- spytał- oczywiście w ramach przeprosin- dodał szybko. No, a jak inaczej, czy ja wyglądam na głupią, żeby robić z tego randkę?
-Jasne, jakoś się zgadamy- wyszłam z pokoju i wpadłam na Liwię i to dosłownie. Brunetka najwidoczniej nie spodziewała się tego, bo tak się zamachnęła, że brudna wodę z tego cholernego, plastikowego wiaderka wylała na mnie!
-LIWIA!- hm.. czemu słyszę tylko salwę śmiechu, zamiast wyrazy współczucia?!
-Proszę przynosić świeże kwiaty na mój grób co najmniej dwa razy w miesiącu!- rzuciła do chłopaków i pędem ruszyła na dół, a ja jak ta mokra kwoka za nią!
-To cześć!- krzyknęłam przez ramię i tyle. Jestem błaznem, sierota, pokraką, skazańcem losu.

Tego samego dnia, w domu

Leżałam na łóżku, już sucha (!) i nie odzywałam się do tej szkaradnicy już trzy godziny! Ha, to jest mój rekord!
-Zrobiłam Twoją ulubioną pomidorową, nie ma, że nie wychodzisz, bo ja się kurwa namęczyłam i o!- machnęła mi przed oczami palcem w minimalnym draśnięciem- mam ranę!
-Jak Ty to przeżyłaś?!
-JEŚĆ w tej chwili!
-Poczekaj, następnym razem ja zrobię z Ciebie pośmiewisko! –odgrażałam się. Zapewne nie wyjdzie mi to, bo skompromituje siebie jeszcze bardziej, ale co mi tam!
-Ale ja NIE chciałam, to przez Wojtka! On do mnie, że mam DZIWNE imię, rozumiesz to?! Dziwne!
-Może nietypowe- zmywałam talerze, przecież nie mogę pozwolić, żeby moja niedojda rozcięła sobie rękę całkowicie.
-A czy to nie jest jedno i to samo?!
-No chyba nie, nietypowe, to… a zresztą nieważne!- machnęłam na to ręką, ponieważ niuanse językowe są jej nieznane. Idzie przez życie, jak siekiera przez las.- idę wynieść śmieci- wyszłam już na klatkę schodową, gdy przez okno zauważyłam, że siąpi delikatny deszczyk, wróciłam się do mieszkania po bluzę, gdy usłyszałam, ze Liwia wymiotuje w łazience. Tak. Tak się chwaliła, że ma talent kulinarny, a własna zupka zaszkodziła! Weszłam po cichu z mokrą ścierką (mama mi tak zawsze robiła), gdy zauważyłam, że moja przyjaciółka… prowokuje wymioty wsadzając sobie rękę do gardła.
-Liwia!- krzyknęłam przerażona, ona tylko odwróciła się w moją stronę i wybuchneła płaczem.
-Ja już tak dłużej nie mogę- wyjakała przytulając się do mnie.
-Chodź do mnie do pokoju, zrobię herbatę i pogadamy- głaskałam ją po włosach.
-A nie masz czegoś mocniejszego?
-Coś się znajdzie- dzięki Ci Boże za babcina nalewkę.

Wiem, że dawno mnie tu nie było, ale coś nie mogłam wziąć się za ten rozdział, a jak już napisałam, to wyszedł najdłuższy ze wszystkich, które na razie tu są. Współczuje Wam, ze musiałyście się przez niego przebić!;P Jeśli ktoś chce być informowany niech da znać, bądź napisze na GG, lubi zostawi swój nr w komentarzach. Jeśli na czyimś blogu nie ma komentarza pod nową notką ode mnie,to wybaczcie, ale Onet wariuje coraz bardziej -.- Wybaczcie za błędy;)
Pozdrawiam i do nastepnego;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz