Szłyśmy do
pracy. Kurczę, jak to dorośle i dojrzale brzmi ;D To nic, że byłyśmy zaspane,
podekscytowane, podenerwowane, podjadane. Dawało to niezłego mix-a , który
widoczny był na naszych pięknych i uroczych mordkach. Tych sińców pod oczami,
to nawet markowy korektor by nie zakrył. Nie mówiąc już o tym moim z bazaru.
-Ej Ala?
-No?-
mruknęłam. Nie ma ze mną rozmowy, gdy jestem w takim humorze, oj nie ma.
-A co jeśli
znów na Niego wpadniesz?
-Na kogo?
-„udawałam” głupią, chociaż doskonale wiedziałam, kogo ma na myśli moja przyjaciółka.
-No weź nie
pal głupa !- ho ho ho , jaki bulwers!- przecież wiesz, że chodzi mi o
Lewandowskiego.
-Tsa. Nie
wpadnę- stwierdziłam z przekonaniem.
-A to
przepraszam, będziesz się przed nim chować? Tak to mam rozumieć?- drążyła
Liwia. Błagam Cię dziewczyno, daj mi święty spokój.
-Jeśli nie
będzie innego wyjścia, to czemu nie?- spytałam spoglądając niewinnie.
-BOŻE z kim
ja mieszkam?!
-Wiem, że
też mnie kochasz- zakończyłam naszą rozmowę, która ocierała się o szczyty
inteligencji. Cały wczorajszy dzień jak i dziś starałam się nie myśleć o tym,
że znów mogłabym spotkać Roberta. W sumie, jak on to ujął? Do trzech razy
sztuka? No tak. Tym razem może uda mu się coś mi złamać. Nos, dupe mam twardą,
ciekawe co będzie kolejne? Ręka, noga, żebra? Matko, jaka ja pojebana jestem!
Mamusiu, a jeśli on się będzie chciał spotkać?!
Nie, dobra. Wyobraźnia mnie trochę poniosła. Chociaż… wolę się chyba nie
przygotowywać na nic. Gdy weszłyśmy do hotelu od razu skierowałyśmy się do
pomieszczenia dla personelu. Czekały już tam na nas nasze hm…uniformy? Bordowe
szmaty z białymi fartuszkami, może tak będzie bardziej przejrzyście.
-W tym
ciaraciajstwie na pewno kogoś poderwę- narzekała w koncie jakaś tleniona
blondyna, z metrowymi tipsami i tonami biżuterii. Przecież to się zmęczyć można
tyle złomu na sobie nosić…
-Najpierw
byś musiała sobie chyba mordę wymienić -warknęła Liwia, która przebierała się
obok mnie.
-Ty musisz
od początku szukać guza? Ciesz się, że nie słyszała!
-Nie
zrobiłaby mi nic, bo złamałaby sobie tego wypielęgnowanego pazura. Weź mi pomóż
z tym cholerstwem!- krzyknęła starając się zapiąć coś na kształt koszuli.
Spoko, krój nawet fajny, tylko po cholerę guziki są jebnięte na plecach?!- ja
tu zaraz zwariuję!
-Weź się
uspokój, bo się napaliłaś jak szczerbaty na suchary!- a ją zgasiłam!
Do
pomieszczenia weszła starsza kobieta, która miała objaśnić nam w jaki sposób
będziemy pracować.
-Witam Was,
nazywam się Marcelina Pyziak. Pracować będziecie w dwójkach, na które jesteście
już podzielone przez nas- niepewne spojrzenie w kierunku brunetki. No chyba nas
nie rozdzielą?!- każda z dwójek będzie miała przydzielony do sprzątania
korytarz, jadalnie, recepcje i inne
pomieszczenia znajdujące się w hotelu, oraz dziesięć pokoi, których numery
macie napisane na kartkach, które zaraz Wam rozdam- kontynuowała.
-Nie martw
się na pewno będziemy razem- dodawała mi otuchy Liwia, chociaż minę też miała
nie tęgą.
-A co jeśli
nie?
-To
pójdziemy na skargę do Artura- szepnęła, ponieważ pani Pyziak zmierzała w
naszym kierunku.
-Proszę
bardzo- podała nam z uśmiechem kartki. Jeeee! Jesteśmy razem, można zacząć
tańczyć lambadę!- wystąpił mały błąd w druku. Zamiast 2 piętra, macie do
sprzątanie 3- poinformowała nas i ruszyła do kolejnych osób. Przyglądałam się
tej pięknej, różowej kartce, sprawdzając komuż to będę zbierać majtki z
podłogi.
-Kurwa!
-Co jest?
-256-
jęknęłam.
-Ja
pierdole, no ten gościu mnie prześladuje!
-A co JA
mam powiedzieć?!- Taak. Jak byk było napisane. Pokój 256 Szczęsny i
Lewandowski.
3 piętro+
mały ekwipunek
Stałyśmy na
środku tego ogromnie długiego korytarza ze stertami ręczników, wiadrem z wodą,
mopem, odkurzaczem, ściereczkami do ścierania kurzu i innymi pierdołami o
których istnieniu nie miałam zielonego pojęcia.
-Powiem
Ci, że jak miałyśmy praktyki w szkole, to wyglądało to o wiele lepiej.
-Mi tego
nie mów, bo ja to doskonale wiem. Przecież ja swój pokój w domu i łazienkę
sprzątam z jakieś trzy godziny!- no pomińmy fakt, że co pięć minut przechodzę
koło lodówki, a ta wręcz krzyczy do mnie „otwórz mnie, otwórz!”, a potem jest
tylko „zjedz coś, zjedz!”, no i nie da się nie ulegną.
-Ta. A
pomyśl sobie , ze tam w każdym pokoju jest łazienka!
-Mogłabyś
mnie nie pocieszać?- Bogu dzięki, że dzisiaj nie musze ich jeszcze sprzątać.
Przetrzeć kurze, założyć pościel, położyć świeże ręczniki.
-Rozdzielamy
się?- zaproponowała Liwia.
-Tak nam
szybciej pójdzie, inaczej czarno to widzę. Muszę sobie chyba poszukać pracy. W
kamieniołomach najlepiej.
-To ja
biorę się za korytarz, a Ty chodzisz p pokojach.
-Jest opcja
:negocjuj?- pytanie to było raczej czysto teoretyczne, ponieważ brunetka
zapewne nie pokusi się o wejście do
pokoju 256.
-Ala, ja tu
musze myć podłogę, tam odkurzać jakiś cholerny dywan, a Ty, jeszcze…
-Dobra!-
trzeba wstrzymać ten potok słów, bo inaczej dwie godziny będę słuchać o tym,
jak to ona się dla mnie poświęca, a ja oczywiście jestem ta zła i nadal mi nie
pasuje! Idę się ochłostać!
Podbój
korytarza
Bezradna.
Tak się w tej chwili czułam, właśnie wyszłam z łazienki w której zwymiotowałam
te cholerne kanapki, które zjadłam na śniadanie. A już tak się cieszyłam, że
tak długo wytrzymałam, ze minęły dwie godziny i nadal nic, ze… jestem słaba,
nie ma się co czarować. Sama sobie nie dam z tym rady, ale nie chce iść do
żadnego psychologa. Po co? Żeby wysłali mnie do czubków, no nie, dziękuję.
Podobno dużym osiągnięcie jest fakt, że ktoś sam zauważa, że ma problem… ja to
widzę, a najgorsze jest to, ze Ala też zaczyna zauważać… i co ja mam Jej
powiedzieć? Słuchaj przyjaźnimy się tyle lat, to chyba powinnaś wiedzieć, że przez
swoją głupotę wpędziłam się w bulimie? Widzę swoje wystające kości, to , że nie
długo zacznę przypominać chodzącego szkieleta, ale co z tego? Dość. Trzeba
skończyć się użalać i wziąć się za pracę, bo inaczej nie skończę tego do
zachodu słońca. Kurze pościerane, odkurzane, to teraz tylko pomyć podłogi na
schodach i w miejscach, gdzie nie ma dywanu. Włożyłam słuchawki w moją
zdezelowaną MP3 (swoją drogą ile ona już przeżyła). Pierwsza piosenka? Hey-
mimo wszystko. Dawno jej nie słuchała, kiedyś mogłam robić to godzinami. Mimo
woli zaczęłam podśpiewywać pod nosem wraz z wokalistką „kochaj mnie, mimo
wszystko „. W pewnej chwili poczułam się obserwowana, wyjęłam słuchawki,
odwróciłam się do tyłu i. taa. No to joke.
-No cześć-
przywitałam się pierwsza. To na pewno jestem ja?
-Już nie
palant? Jaka miła odmiana- zaśmiał się ironicznie- pracujesz tu?
-Nie, coś
Ty. Po prostu mam takie hobby, wchodzę do byle jakiego hotelu, przebieram się i
sprzątam im za darmo, wiesz takie jazdy- ironizowałam.
-Dobra
głupie pytanie- nie, ja nic nie mówię- Wojtek- wyciągnął rękę w moją stronę.
Odgryźć, czy udziabać?
-Liwia-
niech będzie, że mam pokojowe zamiary, moja strata.
-Dziwne
imię…
-Jak się
nie…
-A czy ja mówię, że nie ładne? Po prostu rzadko
spotykane.
-Tak wgl,
to mama nie nauczyła, że się nie przerywa komuś w połowie zdania?- posprzątałam
korytarza? Posprzątałam, czyli koniec mojej pracy na dziś, za prowadzenie
pogawędki z nim nikt mi nie płaci przecież!
-Dla
wszystkich jesteś taka „miła”?
-Tak, dla
tych co sobie zasłużyli.
-No dobra,
a powiedz mi, co ja Ci zawiniłem? – no właśnie, to jest to pytanie, co…?
-Ja już
skończyłam swoją prace na dziś, cześć- odwróciłam się na pięcie z wiadrem z
resztą wody, gdy…
Szaleństwo
w pokojach
Miałam już
ogarnięte we wszystkich pokojach, poza… brawo! Poza 256! Głęboki wdech i
wchodzę! Uf! Co prawda są ślady tego, że ktoś tu egzystuje, ale na szczęście na
nikogo nie wpadłam. Jak najszybciej pozmieniałam pościel, pościerałam kurze,
złożyłam cztery pozostałe mi ręczniki z zamiarem pozostawienia ich w łazience,
gdy…z tegoż wspaniałego pomieszczenia wyszedł Robert.Bez koszulki? Umarł w
butach.
-Ekhm…
cześć, ja…. Przyniosłam wam świeże ręczniki – wydukałam czując, że rumienię się
niemiłosiernie.
-Jasne,
dzięki –wziął je ode mnie i położył na szafce. No nie wiem jak on, ale ja swoje
trzymam w łazience, ale nie wnikam – nie wiedziałem, ze tu pracujesz.
-No jakoś
nie było okazji, żeby się pochwalić- uśmiechnęłam się niemrawo- ja do nie dawna
nie wiedziałam, ze biegasz za piłką.
-Nie lubisz
sportu?
-Nie
bardzo. Raczej sport nie lubi mnie- oj tak. Pamiętam te zwichnięte kostki na
w-f, powybijane palce siniaki. Pal licho moje, ale ile ja ich narobiłam
niewinnym osobom ( oczywiście nie mam tu Liwii na myśli)
-Czym się
zajmujesz?- pytał dalej. Bogu dzięki, ze chociaż ubrał koszulkę.
-Skończyłam
technikum, za rok chciałabym iść na studia, jeśli mnie gdzieś przyjmą.
-To czemu
nie poszłaś w tym roku?
-Bo…- co ja
mam powiedzieć, bo rodzice nie mają pieniędzy, żeby mnie utrzymywać
-Dobra, nie
moja sprawa, zapewne odpoczynek od nauki- zreflektował się.
-Powiedzmy.
Muszę już iść, Liwia pewnie na mnie czeka.
-Słyszałem,
że miała spięcie z Wojtkiem- zaśmiałam się.
-Spięcie to
chyba mało powiedziane. Trafiła kosa na kamień- kierowałam się do wyjścia, gdy
brunet znów złapał mnie za rękę. Normalnie przyzwyczaję się do tego.
-Dasz się w
końcu namówić na tą kawę?- spytał- oczywiście w ramach przeprosin- dodał
szybko. No, a jak inaczej, czy ja wyglądam na głupią, żeby robić z tego randkę?
-Jasne,
jakoś się zgadamy- wyszłam z pokoju i wpadłam na Liwię i to dosłownie. Brunetka
najwidoczniej nie spodziewała się tego, bo tak się zamachnęła, że brudna wodę z
tego cholernego, plastikowego wiaderka wylała na mnie!
-LIWIA!-
hm.. czemu słyszę tylko salwę śmiechu, zamiast wyrazy współczucia?!
-Proszę
przynosić świeże kwiaty na mój grób co najmniej dwa razy w miesiącu!- rzuciła
do chłopaków i pędem ruszyła na dół, a ja jak ta mokra kwoka za nią!
-To cześć!-
krzyknęłam przez ramię i tyle. Jestem błaznem, sierota, pokraką, skazańcem losu.
Tego samego
dnia, w domu
Leżałam na
łóżku, już sucha (!) i nie odzywałam się do tej szkaradnicy już trzy godziny!
Ha, to jest mój rekord!
-Zrobiłam
Twoją ulubioną pomidorową, nie ma, że nie wychodzisz, bo ja się kurwa
namęczyłam i o!- machnęła mi przed oczami palcem w minimalnym draśnięciem- mam
ranę!
-Jak Ty to
przeżyłaś?!
-JEŚĆ w tej
chwili!
-Poczekaj,
następnym razem ja zrobię z Ciebie pośmiewisko! –odgrażałam się. Zapewne nie
wyjdzie mi to, bo skompromituje siebie jeszcze bardziej, ale co mi tam!
-Ale ja NIE
chciałam, to przez Wojtka! On do mnie, że mam DZIWNE imię, rozumiesz to?!
Dziwne!
-Może
nietypowe- zmywałam talerze, przecież nie mogę pozwolić, żeby moja niedojda
rozcięła sobie rękę całkowicie.
-A czy to
nie jest jedno i to samo?!
-No chyba
nie, nietypowe, to… a zresztą nieważne!- machnęłam na to ręką, ponieważ niuanse
językowe są jej nieznane. Idzie przez życie, jak siekiera przez las.- idę
wynieść śmieci- wyszłam już na klatkę schodową, gdy przez okno zauważyłam, że
siąpi delikatny deszczyk, wróciłam się do mieszkania po bluzę, gdy usłyszałam,
ze Liwia wymiotuje w łazience. Tak. Tak się chwaliła, że ma talent kulinarny, a
własna zupka zaszkodziła! Weszłam po cichu z mokrą ścierką (mama mi tak zawsze
robiła), gdy zauważyłam, że moja przyjaciółka… prowokuje wymioty wsadzając
sobie rękę do gardła.
-Liwia!-
krzyknęłam przerażona, ona tylko odwróciła się w moją stronę i wybuchneła
płaczem.
-Ja już tak
dłużej nie mogę- wyjakała przytulając się do mnie.
-Chodź do
mnie do pokoju, zrobię herbatę i pogadamy- głaskałam ją po włosach.
-A nie masz
czegoś mocniejszego?
-Coś się
znajdzie- dzięki Ci Boże za babcina nalewkę.
Wiem, że
dawno mnie tu nie było, ale coś nie mogłam wziąć się za ten rozdział, a jak już
napisałam, to wyszedł najdłuższy ze wszystkich, które na razie tu są.
Współczuje Wam, ze musiałyście się przez niego przebić!;P Jeśli ktoś chce być
informowany niech da znać, bądź napisze na GG, lubi zostawi swój nr w
komentarzach. Jeśli na czyimś blogu nie ma komentarza pod nową notką ode
mnie,to wybaczcie, ale Onet wariuje coraz bardziej -.- Wybaczcie za błędy;)
Pozdrawiam
i do nastepnego;*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz