Szłam w
pośpiechu przez plaże gubiąc co chwila okulary, klapki bądź dla odmiany
koszulkę. Zmęczyłam się jakbym co najmniej maraton przebiegła!
-Ala- o
Boże! – co Ty tak pędzisz?!- uff! To na szczęście moja głupia, pusta, bezmyślna
przyjaciółka!
-Weź Ty
mnie lepiej nie denerwuj, dobrze?!- rzadko się bulwersuje, ale jak już zacznę,
to nie ma zmiłuj.
-O matko,
co Ci się stało w nos?!- spytała przerażona. Spojrzałam na wyświetlacz od
telefonu ( lepsze takie lusterko niż żadne) i zamarłam! Wyglądałam jak Rudolf!
Nie dość, że mój kinol zrobił się niemiłosiernie czerwony, co doprawy bosko
komponuje się z moją jasną karnacją, to na dodatek jakby… się powiększył z
lekka? Jak Go dorwę w tym zasranym hotelu, to chyba nogi z dupy powyrywam!
-Co mi się
stało, tak? Co mi się stało?!- zbliżałam się powoli do niej, na co brunetka
zrobiła przerażoną minę. Ostatnio w takim stanie widziała mnie chyba wtedy, gdy
mój ukochany Kokolino został PRZYPADKIEM spalony przez Artura. Tak tego Artura.
Już chociaż wiadomo skąd moja awersja względem Jego skromnej osoby.- Ty sobie
spokojnie kupujesz dla nas ten cholerny koktajl, a mi jakiś pustak przyłoił
piłką w nos!
-Co to za
dupek był?!
-Lewandowski.
Robert Lewandowski- wysyczałam przez zęby. No ta. To się napiłam -.- Chyba będę
napój zlizywała z piasku. Hellou, która z nas jest blondynką?! Bo mam coraz
większe wątpliwości co do tego.
-No
pierdzielisz?!- podekscytowała się- gadałaś z Nim?- posłałam jej spojrzenie
typu Are you fucking kidding me?- no
tak, mogłam się domyślić.
-No dzięki-
mruknęłam- ja wracam do domu!
-A wiesz,
że w tej knajpce widziałam Szczęsnego- hm, czyżby on też był w naszej kadrze?
-Bramkarz?-
podsunęłam nieśmiało.
-Tak. Nie
znam Go, a już mnie wkurwia- pytające spojrzenie- no lowelas jakiś czy coś!
Chyba lubi otaczać się pustymi lalami!
-Może to
Twoje mylne wrażenie?
-Zapewniam
Cię, że nie jest ono mylne!- zmroziła mnie swoimi brązowymi tęczówkami. No
dobra, niech Ci będzie
Wracając do
domu zrobiłyśmy małe zakupy, gdyż poza półkami i światłem nie znajdowało się
nic. Bogu dzięki odbyło się bez większych ekscesów z czego jestem bardzo
zadowolona i wręcz dumna z siebie i
swojej przyjaciółki!
Następnego
dnia
Zdaję sobie
w pełni sprawę z tego, że godzina 9 rano dla zwykłych śmiertelników jest to
czas, gdy od dawna siedzi się w pracy, ewentualnie lata po mieście i załatwia
sprawy w banku, na poczcie, w ZUS-ie i innych duperelach, ale dla mnie jest to
środek nocy! Czego nie mogła najwidoczniej uszanować sąsiadka zza ściany, która
namiętnie wierci, puka, stuka, ogólnie rozbija się po swoim mieszkaniu!
-Zatłukę to
babko, gdy tylko lepiej poznam- warczała Liwia robiąc sobie kawę.
-Też
poproszę- złożyłam zamówienie i oparłam się głową o blat stołu. Zaczynałam
przysypiać, gdy do końca obudził mnie dźwięk telefonu.
-Tak?
-Cześć Ala,
Artur z tej strony, nie mogłem się dodzwonić do mojej kuzynki, więc wale do
Ciebie. Mam dziś nawal roboty i tylko chwilę przerwy między 10,a 11. Dacie
radę?- ale co damy radę, człowieku! Nie mów do mnie zagadkami w nocy!
-Poczekaj-
uwaga trwa analiza wypowiedzianych słów- będziemy około 10 pod hotelem- bingo! Bez
niczyjej pomocy doszłam do ładu o co chodzi!
-Super, to
do zobaczenia!
-I z czego
on się tak cieszy?
-Że nas
zobaczy- Cichocka postawiła przede mną kubek z królem lwem( nie moja wina, że
mam sentyment do tej bajki) i talerz z kanapkami. Oj, coś czuję, że będzie się
nam wybronie razem mieszkało.
-Mamy mało
czasu- analizowałam- Zaledwie pół godzin i jedną łazienkę-to wiesz…-
spojrzałyśmy na siebie wymownie i jak na komendę zerwałyśmy się z krzeseł,
przewracając je przy okazji. Na szczęście miałam to szczęście, że siedziałam od
brzegu ;D- Liwcia, skarbie obiecuję Ci, ze się pośpieszę- krzyczałam przez
zamknięte drzwi.
-Ty
pasożycie, Ty! Ja Ci tu kawkę robię, kanapki, żebyś mi z głody się padła, a Ty
co?! Tak się odwdzięczasz?!
-Też Cię
kocham!
-Nie znamy
się żebyś składała mi takie deklaracje miłosne!
Jakiś czas
później
-No powiem
Ci, że z zewnątrz to ten hotel robi nawet wrażenie- stwierdziła Liwia, która na
szczęście już się na mnie odobraziła. Ona żyć beze mnie nie może po prostu.
-Ciekawe
jak w środku- no zatkało mnie z lekka, gdy weszłyśmy do budynku. Że tak to ujmę
zaprojektowany z dużym rozmachem- ale ta szczapa przy recepcji psuje mi całą
kompozycje- mruknęłam, bo babsko nie dość, że patrzyło nie wiadomo w którą
stronę, to jeszcze wyglądało jakby ją piorun przeleciał.
-No z
recepcjonistką to Oni się specjalnie nie postarali- jak dobrze mieć wsparcie w
bratniej duszy- Ty to niej podchodzisz!
-Czemu ja?!
-Bo tak-
no. Nie ma to jak very konkretne tłumaczenie. Spoko, do odważnych świat należy.
-Przepraszam,
my byłyśmy…- no i jebłam. Liwia atakiem kaszlu starała się zamaskować wybuch
śmiechu, a ja biedna musiałam jakoś panować nad mimiką mojej twarzy, co było
bardzo trudne. Otóż madam Leokadia (tak było napisane na plakietce, ale nie
sądzicie, że Lodzi brzmi słodziej?) posłała w moim kierunku tak zwany promienny
uśmiech. Wszystko pięknie, ładnie, gdyby nie zęby jak żołnierze. Co drugi
padnij ,co trzeci wystąp- eee, taaaakże tak. My byłyśmy umówione z Arturem.
-Cześć
dziewczyny- oho, o wilku mowa- chodźcie oprowadzę Was szybko, a jeśli będziecie
mieli jakieś pytania zgłosicie się do recepcji.
-Artur,
kuzynie drogi- głęboki wdech- czy Ty chcesz, żeby to babsko odstraszyło
piłkarzy?!
-Wiem,
wiem, ale to szalenie miła kobieta, a po drugie to był warunek mojego ojca.
Podobno to jakaś jego stara znajoma czy coś.
Jakąś
godzinę później ( chociaż ja miałam wrażenie, że z trzy dni chodzę po tych
cholernych korytarzach) Artur zlitował się i oznajmił koniec zwiedzania.
-Pozwolicie,
ze udam się do swojego gabinetu, bo mam za pięć minut bardzo ważne spotkanie.
-Nie ma
sprawy, trafimy do wyjścia- zapewniła Liwia. Hm, ja nie byłabym tego taka
pewna- to jutro o której mamy się stawić?
-Sądzę, że
9 będzie wystarczającą godziną- Ty sadysto!- jeszcze jakieś pytania?
-Nie-
zapewniła brunetka.
-Tak-
zawsze jestem inna- gdzie mogę się wysiusiać? Ja na serio dłużej nie wytrzymam-
a ta małpa obok mówiła, żebym nie piła trzeciego kubka wody…
-Na końcu
korytarza jest łazienka dla personelu. Do zobaczenia jutro!
-Oj Ty
siusiumajtku, poczekam na Ciebie przy wyjściu- i już jej nie było. Nawet nie
zdarzyłam zaprotestować. Dobra spokojnie pierwszy cel: łazienka, tam trafię- w
końcu widać tabliczkę, ale do recepcji?! Że ja?! Że sama?! Czarno to widzę…
Hotelowe
korytarze
Braniecka
siusia sobie piętro wyżej w jakieś luksusowej łazience, a ja postanowiłam się
jeszcze przejść przez pierwsze piętro. Ta praca była mi bardzo potrzebna. Nie
ze względów finansowych, pieniędzy u mnie w rodzinie nie brakowało, ale
psychicznych. Musiałam się czymś zając, żeby przestać myśleć. O kim? O moim
byłym. Pierwszy chłopak na którym mi zależało, pierwszy z którym poszłam do
łóżka, gdy tak teraz o tym myślę, to stwierdzam, że dałam ponieść się chwili i
zrobiłam bardzo głupio godząc się na ten akt.
Marcinem byliśmy ze sobą pół roku, wiele osób mówiło, że nie pasujemy do
siebie, ale ja byłam zaślepiona. Zaślepiona miłością i jego czułymi słówkami,
które gówno znaczyły- teraz to wiem. Podobno lepiej późno niż wcale. Szkoda, że
przez tego dupka, pozostało mi to… Czy ja się tego kiedyś pozbędę? W końcu ktoś
się domyśli, ze coś jest nie tak? Mieszkanie z Alą i moje częste wypady do
łazienki? Blondynka głupia nie jest…
-Cześć-
meski głos z chrypką. Mmmm… zlokalizowałam mojego mówcę i mina mi zrzedła. Nie
daleko mnie nonszalancko oparty o ścianę stał Szczęsny. Wszystko bym zniosła
gdyby nie ten jego pewny siebie
uśmieszek. Uh! Z chęcią bym mu go starła! Własnoręcznie!
-Palant-
mruknęłam mijając go i patrząc mu hardo w oczy. Prawie biegiem zeszłam po
schodach na dół, gdzie miałam czekać na przyjaciółkę. Jak to coś potrafi mi
podnieść ciśnienie! Matko, gdzie ta Ala? Spoko. Piętnaście minut temu
zostawiłam ją na górze, czy to nie jest wystarczająco dużo czasu?!
Piętro
wyżej
Czy
wspominałam już, że mam fatalną orientację w terenie? Nie? To zrobię to właśnie
teraz. Bo oczywiście wszystko byłoby w porządku, gdybym zgubiła się w centrum
Warszawy na zakupach, ale nie w hotelu, wracając z łazienki, gdyż mój cholerny
pęcherz nie mógł wytrzymać pół godziny aż dojdę spokojnie do domu! Tak.
Oczywiście, telefonu tez nie mam, a jakże by inaczej! Jak tu się skontaktować z
Liwią, czy chociażby z braku laku, z Arturem?! Mam morsem nadawać?! Kręciłam
się po tych korytarzach, po których parę minut temu chodziłam z przyjaciółką i
jej kuzynem, a teraz? Chyba powinnam skręcić w lewo. A może jednak w prawo?
Niech będzie kompromis, pójdę prosto.
-Ja się
kiedyś we własnym domu zgubię- marudziłam pod nosem, odwracając się do tyłu i
starając się zapamiętać coś charakterystycznego z tego korytarza na wypadek,
gdybym za niedługi czas znów miała do niego wrócić- kiczowata waza, zapamiętać-
zakodowałam w swoim ptasim móżdżku, ale… WTF ?! Waza?! Na korytarzu hotelu?!
Odwróciłam się jeszcze raz, aby sprawdzić czy do moich wszystkich problemów na
ciele i duszy, nie doszła jeszcze wada wzroku. Bogu dzięki nie- jakieś
nowatorskie sposoby- mruknęłam, skręcając w prawo i wpadając na kogoś
(większego ode mnie) z impetem, aż mnie odrzuciło, w związku z czym miałam
bliskie spotkanie z nawierzchnią płaską tegoż budynku, potocznie zwaną podłogą.
Moja pupcia!
-Mam
nadzieję, że nasze kolejne spotkania będą mniej bolesne dla Ciebie- usłyszałam
roześmiany głos, który rozpoznałabym nawet w środku nocy. Co to z człowiekiem
robią wypady na plażę.
-Tak, ja
też- starałam się wstać, co szło mi dość niezdarnie. Po pierwsze pupcia
naprawdę dość mocno ucierpiała, a po drugie, a jakże by! Musiała dać o sobie
moja wrodzona, szalona porywczość na nowe znajomości. Ta. Już czuję tego
buraka, którego zapewne spaliłam.
-Pomogę Ci-
brunet wyciągnął w moją stroną pomocną dłoń. Aż żal byłoby nie skorzystać.
-Dzięki-
czy ja mówię coraz ciszej, czy pora na aparat słuchowy? Nawet na niego nie
spojrzałam, tylko od razu chciałam Go wyminąć i pójść jak najdalej.
-Hej! Nie
tak szybko!- chłopak zagrodził mi przejście swoim ciałem- za pierwszym razem mi
zwiałaś, teraz tak łatwo nie odpuszczę- uśmiechnął się zawadiacko. Chyba
zmiękły mi kolana z wrażenia, bo poczułam, jak się pode mną uginają.
-Wcale nie
uciekłam!- no o co On śmie mnie w ogóle posądzać?!
-Nie?
-Nie! Po
prostu…śpieszyło mi się- trwałam nadal przy swoim. Spokojnie, uparta to ja
potrafię być.
-Niech Ci
będzie- czyżby eureka?- to może w ramach przeprosin, dasz…
-Luśka! Ja
Cię szukam jak głupia po całym hotelu ,a Ty sobie randkujesz w najlepsze!- tym
razem, to ja Ją naprawdę zabiję- oj…-jęknęła przeciągle, gdy tylko zobaczyła z kim
prowadzę tą „randkę”.
-To moja
przyjaciółki Liwia- przedstawiłam brunetkę, ta tylko pomachała mu z bezpiecznej
odległości. Spokojnie Kochana, wbrew pozorom On nie gryzie. Znaczy tak mi się
wydaję…- Ja muszę lecieć, trzymaj się!- ruszyłam prawie biegiem, gdy poczułam,
że Robert łapie mnie za łokieć i odwraca w swoją stronę. No to pięknie -.-
-Do trzech
razy sztuka?
-Spróbuj
szczęście- powiedziałam wpatrując się w niebieskie tęczówki i tym razem dużo
spokojniej podeszłam do Liwii i już z nią udałam się w kierunku wyjścia. Ta to
chociaż wiedziała jak iść.
Udało mi
się napisać drugo rozdział;) Nie jest on najwyższych lotów, ale mam nadzieję,
że kolejne będą już coraz lepsze, bo domyślam się, że ciężko czyta się to
ścierwo ;D Jeśli ktoś chce być informowany o NN tegoż chłamu, niech pisze na GG
43460973 ( nie gryzę, ani nie wciągam przez ekran;D) bądź da znać w
komentarzach. Z chęcią wpadnę również na Wasze blogi;)
Pozdrawiam
;*
Czekam na następne części
OdpowiedzUsuń