wtorek, 24 lipca 2012

2. Mam nadzieję,że kolejne spotkanie będzie dla Ciebie mniej bolesne.


Szłam w pośpiechu przez plaże gubiąc co chwila okulary, klapki bądź dla odmiany koszulkę. Zmęczyłam się jakbym co najmniej maraton przebiegła!
-Ala- o Boże! – co Ty tak pędzisz?!- uff! To na szczęście moja głupia, pusta, bezmyślna przyjaciółka!
-Weź Ty mnie lepiej nie denerwuj, dobrze?!- rzadko się bulwersuje, ale jak już zacznę, to nie ma zmiłuj.
-O matko, co Ci się stało w nos?!- spytała przerażona. Spojrzałam na wyświetlacz od telefonu ( lepsze takie lusterko niż żadne) i zamarłam! Wyglądałam jak Rudolf! Nie dość, że mój kinol zrobił się niemiłosiernie czerwony, co doprawy bosko komponuje się z moją jasną karnacją, to na dodatek jakby… się powiększył z lekka? Jak Go dorwę w tym zasranym hotelu, to chyba nogi z dupy powyrywam!
-Co mi się stało, tak? Co mi się stało?!- zbliżałam się powoli do niej, na co brunetka zrobiła przerażoną minę. Ostatnio w takim stanie widziała mnie chyba wtedy, gdy mój ukochany Kokolino został PRZYPADKIEM spalony przez Artura. Tak tego Artura. Już chociaż wiadomo skąd moja awersja względem Jego skromnej osoby.- Ty sobie spokojnie kupujesz dla nas ten cholerny koktajl, a mi jakiś pustak przyłoił piłką w nos!
-Co to za dupek był?!
-Lewandowski. Robert Lewandowski- wysyczałam przez zęby. No ta. To się napiłam -.- Chyba będę napój zlizywała z piasku. Hellou, która z nas jest blondynką?! Bo mam coraz większe wątpliwości co do tego.
-No pierdzielisz?!- podekscytowała się- gadałaś z Nim?- posłałam jej spojrzenie typu Are you fucking kidding  me?- no tak, mogłam się domyślić.
-No dzięki- mruknęłam- ja wracam do domu!
-A wiesz, że w tej knajpce widziałam Szczęsnego- hm, czyżby on też był w naszej kadrze?
-Bramkarz?- podsunęłam nieśmiało.
-Tak. Nie znam Go, a już mnie wkurwia- pytające spojrzenie- no lowelas jakiś czy coś! Chyba lubi otaczać się pustymi lalami!
-Może to Twoje mylne wrażenie?
-Zapewniam Cię, że nie jest ono mylne!- zmroziła mnie swoimi brązowymi tęczówkami. No dobra, niech Ci będzie

Wracając do domu zrobiłyśmy małe zakupy, gdyż poza półkami i światłem nie znajdowało się nic. Bogu dzięki odbyło się bez większych ekscesów z czego jestem bardzo zadowolona i wręcz dumna  z siebie i swojej przyjaciółki!

Następnego dnia

Zdaję sobie w pełni sprawę z tego, że godzina 9 rano dla zwykłych śmiertelników jest to czas, gdy od dawna siedzi się w pracy, ewentualnie lata po mieście i załatwia sprawy w banku, na poczcie, w ZUS-ie i innych duperelach, ale dla mnie jest to środek nocy! Czego nie mogła najwidoczniej uszanować sąsiadka zza ściany, która namiętnie wierci, puka, stuka, ogólnie rozbija się po swoim mieszkaniu!
-Zatłukę to babko, gdy tylko lepiej poznam- warczała Liwia robiąc sobie kawę.
-Też poproszę- złożyłam zamówienie i oparłam się głową o blat stołu. Zaczynałam przysypiać, gdy do końca obudził mnie dźwięk telefonu.
-Tak?
-Cześć Ala, Artur z tej strony, nie mogłem się dodzwonić do mojej kuzynki, więc wale do Ciebie. Mam dziś nawal roboty i tylko chwilę przerwy między 10,a 11. Dacie radę?- ale co damy radę, człowieku! Nie mów do mnie zagadkami w nocy!
-Poczekaj- uwaga trwa analiza wypowiedzianych słów- będziemy około 10 pod hotelem- bingo! Bez niczyjej pomocy doszłam do ładu o co chodzi!
-Super, to do zobaczenia!
-I z czego on się tak cieszy?
-Że nas zobaczy- Cichocka postawiła przede mną kubek z królem lwem( nie moja wina, że mam sentyment do tej bajki) i talerz z kanapkami. Oj, coś czuję, że będzie się nam wybronie razem mieszkało.
-Mamy mało czasu- analizowałam- Zaledwie pół godzin i jedną łazienkę-to wiesz…- spojrzałyśmy na siebie wymownie i jak na komendę zerwałyśmy się z krzeseł, przewracając je przy okazji. Na szczęście miałam to szczęście, że siedziałam od brzegu ;D- Liwcia, skarbie obiecuję Ci, ze się pośpieszę- krzyczałam przez zamknięte drzwi.
-Ty pasożycie, Ty! Ja Ci tu kawkę robię, kanapki, żebyś mi z głody się padła, a Ty co?! Tak się odwdzięczasz?!
-Też Cię kocham!
-Nie znamy się żebyś składała mi takie deklaracje miłosne!

Jakiś czas później

-No powiem Ci, że z zewnątrz to ten hotel robi nawet wrażenie- stwierdziła Liwia, która na szczęście już się na mnie odobraziła. Ona żyć beze mnie nie może po prostu.
-Ciekawe jak w środku- no zatkało mnie z lekka, gdy weszłyśmy do budynku. Że tak to ujmę zaprojektowany z dużym rozmachem- ale ta szczapa przy recepcji psuje mi całą kompozycje- mruknęłam, bo babsko nie dość, że patrzyło nie wiadomo w którą stronę, to jeszcze wyglądało jakby ją piorun przeleciał.
-No z recepcjonistką to Oni się specjalnie nie postarali- jak dobrze mieć wsparcie w bratniej duszy- Ty to niej podchodzisz!
-Czemu ja?!
-Bo tak- no. Nie ma to jak very konkretne tłumaczenie. Spoko, do odważnych świat należy.
-Przepraszam, my byłyśmy…- no i jebłam. Liwia atakiem kaszlu starała się zamaskować wybuch śmiechu, a ja biedna musiałam jakoś panować nad mimiką mojej twarzy, co było bardzo trudne. Otóż madam Leokadia (tak było napisane na plakietce, ale nie sądzicie, że Lodzi brzmi słodziej?) posłała w moim kierunku tak zwany promienny uśmiech. Wszystko pięknie, ładnie, gdyby nie zęby jak żołnierze. Co drugi padnij ,co trzeci wystąp- eee, taaaakże tak. My byłyśmy umówione z Arturem.
-Cześć dziewczyny- oho, o wilku mowa- chodźcie oprowadzę Was szybko, a jeśli będziecie mieli jakieś pytania zgłosicie się do recepcji.
-Artur, kuzynie drogi- głęboki wdech- czy Ty chcesz, żeby to babsko odstraszyło piłkarzy?!
-Wiem, wiem, ale to szalenie miła kobieta, a po drugie to był warunek mojego ojca. Podobno to jakaś jego stara znajoma czy coś. 

Jakąś godzinę później ( chociaż ja miałam wrażenie, że z trzy dni chodzę po tych cholernych korytarzach) Artur zlitował się i oznajmił koniec zwiedzania.
-Pozwolicie, ze udam się do swojego gabinetu, bo mam za pięć minut bardzo ważne spotkanie.
-Nie ma sprawy, trafimy do wyjścia- zapewniła Liwia. Hm, ja nie byłabym tego taka pewna- to jutro o której mamy się stawić?
-Sądzę, że 9 będzie wystarczającą godziną- Ty sadysto!- jeszcze jakieś pytania?
-Nie- zapewniła brunetka.
-Tak- zawsze jestem inna- gdzie mogę się wysiusiać? Ja na serio dłużej nie wytrzymam- a ta małpa obok mówiła, żebym nie piła trzeciego kubka wody…
-Na końcu korytarza jest łazienka dla personelu. Do zobaczenia jutro!
-Oj Ty siusiumajtku, poczekam na Ciebie przy wyjściu- i już jej nie było. Nawet nie zdarzyłam zaprotestować. Dobra spokojnie pierwszy cel: łazienka, tam trafię- w końcu widać tabliczkę, ale do recepcji?! Że ja?! Że sama?! Czarno to widzę…

Hotelowe korytarze

Braniecka siusia sobie piętro wyżej w jakieś luksusowej łazience, a ja postanowiłam się jeszcze przejść przez pierwsze piętro. Ta praca była mi bardzo potrzebna. Nie ze względów finansowych, pieniędzy u mnie w rodzinie nie brakowało, ale psychicznych. Musiałam się czymś zając, żeby przestać myśleć. O kim? O moim byłym. Pierwszy chłopak na którym mi zależało, pierwszy z którym poszłam do łóżka, gdy tak teraz o tym myślę, to stwierdzam, że dałam ponieść się chwili i zrobiłam bardzo głupio godząc się na ten akt.  Marcinem byliśmy ze sobą pół roku, wiele osób mówiło, że nie pasujemy do siebie, ale ja byłam zaślepiona. Zaślepiona miłością i jego czułymi słówkami, które gówno znaczyły- teraz to wiem. Podobno lepiej późno niż wcale. Szkoda, że przez tego dupka, pozostało mi to… Czy ja się tego kiedyś pozbędę? W końcu ktoś się domyśli, ze coś jest nie tak? Mieszkanie z Alą i moje częste wypady do łazienki? Blondynka głupia nie jest…
-Cześć- meski głos z chrypką. Mmmm… zlokalizowałam mojego mówcę i mina mi zrzedła. Nie daleko mnie nonszalancko oparty o ścianę stał Szczęsny. Wszystko bym zniosła gdyby nie ten jego  pewny siebie uśmieszek. Uh! Z chęcią bym mu go starła! Własnoręcznie!
-Palant- mruknęłam mijając go i patrząc mu hardo w oczy. Prawie biegiem zeszłam po schodach na dół, gdzie miałam czekać na przyjaciółkę. Jak to coś potrafi mi podnieść ciśnienie! Matko, gdzie ta Ala? Spoko. Piętnaście minut temu zostawiłam ją na górze, czy to nie jest wystarczająco dużo czasu?!

Piętro wyżej

Czy wspominałam już, że mam fatalną orientację w terenie? Nie? To zrobię to właśnie teraz. Bo oczywiście wszystko byłoby w porządku, gdybym zgubiła się w centrum Warszawy na zakupach, ale nie w hotelu, wracając z łazienki, gdyż mój cholerny pęcherz nie mógł wytrzymać pół godziny aż dojdę spokojnie do domu! Tak. Oczywiście, telefonu tez nie mam, a jakże by inaczej! Jak tu się skontaktować z Liwią, czy chociażby z braku laku, z Arturem?! Mam morsem nadawać?! Kręciłam się po tych korytarzach, po których parę minut temu chodziłam z przyjaciółką i jej kuzynem, a teraz? Chyba powinnam skręcić w lewo. A może jednak w prawo? Niech będzie kompromis, pójdę prosto.
-Ja się kiedyś we własnym domu zgubię- marudziłam pod nosem, odwracając się do tyłu i starając się zapamiętać coś charakterystycznego z tego korytarza na wypadek, gdybym za niedługi czas znów miała do niego wrócić- kiczowata waza, zapamiętać- zakodowałam w swoim ptasim móżdżku, ale… WTF ?! Waza?! Na korytarzu hotelu?! Odwróciłam się jeszcze raz, aby sprawdzić czy do moich wszystkich problemów na ciele i duszy, nie doszła jeszcze wada wzroku. Bogu dzięki nie- jakieś nowatorskie sposoby- mruknęłam, skręcając w prawo i wpadając na kogoś (większego ode mnie) z impetem, aż mnie odrzuciło, w związku z czym miałam bliskie spotkanie z nawierzchnią płaską tegoż budynku, potocznie zwaną podłogą. Moja pupcia!
-Mam nadzieję, że nasze kolejne spotkania będą mniej bolesne dla Ciebie- usłyszałam roześmiany głos, który rozpoznałabym nawet w środku nocy. Co to z człowiekiem robią wypady na plażę.
-Tak, ja też- starałam się wstać, co szło mi dość niezdarnie. Po pierwsze pupcia naprawdę dość mocno ucierpiała, a po drugie, a jakże by! Musiała dać o sobie moja wrodzona, szalona porywczość na nowe znajomości. Ta. Już czuję tego buraka, którego zapewne spaliłam.
-Pomogę Ci- brunet wyciągnął w moją stroną pomocną dłoń. Aż żal byłoby nie skorzystać.
-Dzięki- czy ja mówię coraz ciszej, czy pora na aparat słuchowy? Nawet na niego nie spojrzałam, tylko od razu chciałam Go wyminąć i pójść jak najdalej.
-Hej! Nie tak szybko!- chłopak zagrodził mi przejście swoim ciałem- za pierwszym razem mi zwiałaś, teraz tak łatwo nie odpuszczę- uśmiechnął się zawadiacko. Chyba zmiękły mi kolana z wrażenia, bo poczułam, jak się pode mną uginają.
-Wcale nie uciekłam!- no o co On śmie mnie w ogóle posądzać?!
-Nie?
-Nie! Po prostu…śpieszyło mi się- trwałam nadal przy swoim. Spokojnie, uparta to ja potrafię być.
-Niech Ci będzie- czyżby eureka?- to może w ramach przeprosin, dasz…
-Luśka! Ja Cię szukam jak głupia po całym hotelu ,a Ty sobie randkujesz w najlepsze!- tym razem, to ja Ją naprawdę zabiję- oj…-jęknęła przeciągle, gdy tylko zobaczyła z kim prowadzę tą „randkę”.
-To moja przyjaciółki Liwia- przedstawiłam brunetkę, ta tylko pomachała mu z bezpiecznej odległości. Spokojnie Kochana, wbrew pozorom On nie gryzie. Znaczy tak mi się wydaję…- Ja muszę lecieć, trzymaj się!- ruszyłam prawie biegiem, gdy poczułam, że Robert łapie mnie za łokieć i odwraca w swoją stronę. No to pięknie -.-
-Do trzech razy sztuka?
-Spróbuj szczęście- powiedziałam wpatrując się w niebieskie tęczówki i tym razem dużo spokojniej podeszłam do Liwii i już z nią udałam się w kierunku wyjścia. Ta to chociaż wiedziała jak iść.

Udało mi się napisać drugo rozdział;) Nie jest on najwyższych lotów, ale mam nadzieję, że kolejne będą już coraz lepsze, bo domyślam się, że ciężko czyta się to ścierwo ;D Jeśli ktoś chce być informowany o NN tegoż chłamu, niech pisze na GG 43460973 ( nie gryzę, ani nie wciągam przez ekran;D) bądź da znać w komentarzach. Z chęcią wpadnę również na Wasze blogi;)
Pozdrawiam ;*

1 komentarz: