Dwa dni
później siedziałyśmy w pociągu, który miał nas zawieźć prosto do Warszawy. Do
tego całego Euro pozostały dwa tygodnie,lecz nasi piłkarze pojawią się w
hotelu, w przeciągu kilku najbliższych dni. Chyba moje największe obawy
dotyczyły spotkania z nimi. Niby wiadomo, normalni ludzie- chyba- ale odczuwam
jakiś lęk. Przychukana jakaś jestem i tyle. Czego nie można powiedzieć o mojej
przyjaciółce, która pomimo tego,że jest 5 rano, lata z podekscytowania jak
kot pęcherzem.
-Jak tam
pożegnanie w domu?- spytała Liwia, wchodząc do naszego przedziału z dwoma
kubkami kawy. Po upiciu kilku łyków, poczułam jak czarna substancja zaczyna
krążyć w żyłach i stopniowa pobudza wszystkie komórki, do jako takiego
funkcjonowania.
-Czułam się
jakbym wyjeżdżała na jakąś misję pokojową, a nie do pracy, do cywilizowanego
hotelu-uśmiechnęłam się pod nosem, na samo wspomnienie przestróg rodzicielki,
żebym na siebie uważała, nie piłka, nie
paliła, nie wpadła w podejrzane towarzystwo- niczym czternastolatka, która
jedzie na swoje pierwsze kolonie.
-Miałam tak
samo! Do tego babcia załadowała mi pełną torbę jedzenia! Jakieś konfitury,
ciasta. Jakby tam sklepów nie było, jakieś totalne odludzie..
-Tam jest
tak drogo!- powiedziałyśmy równocześnie, śmiejąc się. Wiedziałam z grubsza, jak
wyglądała ta sytuacja, ponieważ miałam podobną. Do tego babunia dał mi w
prezencie własnoręcznie wydziergany golf! No hellou?! Jest koniec maja, prawie
czerwiec!
-Boisz się
nadal?
-Mam pewne
obawy,ale za to Ty, nadrabiasz zdecydowaniem za nas dwie.
-Oj Luśka,
zawsze tak było, ale nie martw się, rozkręcisz się. Jeszcze wyrwiesz jakiegoś
piłkarza!
-Hahahaha,
taaak! Uwaga panie Lewandowski, nadchodzę!- akurat nazwisko tego piłkarza i on
sam utkwiły mi najbardziej w pamięci, po przejrzeniu naszej kadry w internecie.
No cóż, jakoś trzeba było nadrobić braki.
-Zdecydowanie
wolę Cię taką roześmianą, masz wtedy takie słodkie dołeczki w policzkach!-
stwierdziła Cichocka-a teraz kładź się spać,bo wiem, że jazda działa na Ciebie
usypiająco- odkąd tylko pamiętam, gdy jechałam dłużej niż pół godziny, moje
powieki stawały się baaardzo ciężkie.
-A Ty?
-A ja zajmę
się tym- machnęła mi przed oczami jakimś romansidłem- obudzę Cię pół godziny
przed końcem- uśmiechnęła się i zdjęła siwy sweterek, który miała zarzucony na
czarną bokserkę- czemu mi się tak przyglądasz?
-Schudłaś-
jej kości były jeszcze bardziej widoczne niż zwykle.
-Może
trochę- zmieszała sie- to przez ten wyjazd, z tego wszystkiego, nie byłam w
stanie myśleć o jedzeniu- nie pytałam o nic więcej, ponieważ miałam dokładnie
tak samo, a Liwia zawsze była szczupła. Raczej ja robiłam jako ta bardziej
krągła. Zabrałam jej sweter, składając go i robiąc z niego prowizoryczną
poduszkę, po chwili zasnęłam.
Jakiś czas
później
Przebudzenie
Hm... moje
piękne sny z połową reprezentacji Hiszpanii, zostały dość brutalnie przerwane,
przez moją ukochaną przyjaciółkę, która bezpardonowa na rozbudzenie strzeliła
mnie tym cholernym harlequinem.
-Pieprz
się, miałam uprawić dziki seks z Pique -warknęłam.
-Haha, no
Ala, wyobraźni to sam Andersen by pozazdrościł- skwitowała, ogarniając powoli
nasz przedział.
-Moje...
wszystko- jęknęłam desperacko, ponieważ od spania w pozycji siedzącej ścierpł
mi strasznie kark, a w nogi „weszły” przysłowiowe mrówki.
-Oj
Braniecka nie marudź, tylko ogarnij swoją piękną buźkę.
-Najpierw
muszę siusiu!- prawa natury i wypita kawa, dały o sobie znać.
Dziesięć
minut później siedziałam znów w naszym przedziale, starając się poprawić rano
zrobiony makijaż, a raczej to co z niego zostały, czyli- nie oszukujmy się,
niewiele.
-Artur
napisał, że czeka już na nas na stacji.
-Super-
„ucieszyłam” się na spotkanie z ukochanym kuzynkiem przyjaciółki.
-Luśka! Bez
sarkazmu!
-Kiedy ja
nawet nie wiem, co to jest!
-Oczywiście,
tak samo jak kpina i drwina są Ci zupełnie obce!
-Otóż to
kochana, otóż to! Lepiej bym tego nie ujęła!
-Wiem, że
za nim nie przepadasz i wiem, że Artur czasem jest ni cholery wart, ale w
gruncie rzeczy jest spoko. No i załatwił nam ta pracę,a mógł wziąć sobie kogoś zupełnie innego-
pamiętał o nas!- strzeliła mi przemową brunetka. No dobra, będę grzeczna, nie
będę się dąsać, ani stroić głupich min.
-Spoko,
damy jakoś radę.
-Wiem-
przytuliła mnie- wysiadamy!- krzyknęła podekscytowana, złapała swoje torby i
tyle ją widziałam! No tak. Chyba muszę się przyzwyczaić do tego, że będę
biegała za nią z lekkim opóźnieniem.
Gdy
wytaśtałam się z pociągu, taranując wcześniej młodego i
przystojnego!konduktora, Liwia tonęła już w gorącym uścisku z Arturem. No nic.
Trzeba podejść i ładnie się przywitać. Żeby rodzice się za mnie nie wstydzili.
-No proszę,
kolejna co wyrosła i zapewne już nie lata po drzewach- jeśli już, to chodzi,
ale spoko.
-No trochę
zmieniły się nam upodobania. Miło Cię znów widzieć- uśmiechnęłam się, na co
szatyn odpowiedział tym samym.
-Zabieram
Was teraz do Waszego mieszkanka, 2 pokoje, kuchnia, łazienka luksusów nie ma,
ale...
-W
zupełności nam to wystarczy- przerwałam mu. No zaskoczyła mnie chłopaczyna, bo
nawet nie podejrzewałam go o to, że załatwi nam jakieś lokum.
-Daleko
będziemy miały do pracy?
-5 minut
spacerkiem- uśmiechnął się Artur. Boże, jestem w niebie- dzisiaj i jutro macie
jeszcze wolne, piłkarze na razie się nie zjeżdżają, więc nie ma potrzeby,
żebyście zaczynały od razu, jutro postaram się Was oprowadzić po hotelu,
pokazać co i jak.
W czasie
jazdy Liwia bombardowała kuzyna co chwila nowymi pytaniami. Podziwiam go za
cierpliwość, bo ja już w połowie przestałam słuchać i skupiłam się na obrazach,
które migały mi za oknem. Na szczęście obyło się bez korków.
-Zostawcie
torby, zaprowadzę Was i wrócę po nie- no skoro tak nalegasz chłopcze.
Nasze
tymczasowe mieszkanie mieściło się na drugim piętrze, nie było super wielkie,
ale dla nas dwóch zupełnie wystarczające.
-Idealne-
zawyrokowała Liwia.
-Przytulne-
dodałam, bo mimo że nie jestem w nim nawet 5 minut czuję się jak u siebie w
domu.
-Ja
niestety muszę już jechać, interesy wzywają, ale Wy teraz odpoczywajcie, jutro
zdzwonimy się i ustalimy godzinę, a dziś jeśli chcecie, to tu niedaleko jest
jeziorko, plaża, nawet miłe miejsce, wsiądziecie w tramwaj 23 i wysiądziecie na
6 przystanku- poinstruował nas Artur.
-Dzięki
może skorzystamy- odkrzyknęła Liwia z kuchni.
-Do
zobaczenia- pożegnałam się i ruszyłam na dalsze oglądanie domu.
Godzinę
późnej leżałyśmy na podłodze w pokoju Liwii, rozmyślając o tym, co będzie
dalej.
-To dopiero
początek, a jestem szczęśliwa.
-Ja też-
sama jestem tym zaskoczona, ale na razie wszystko idzie po mojej myśli. Mimo
wszystko.
-Szykuje
się!
-Na co?!
-Jeziorko!
-Błagam,
Liwia...- jedno spojrzenie na przyjaciółkę i wiedziałam, że nie ma co się
targować, bo i tak nic mi z tego nie wyjdzie- no dobra, ale nie dłużej niż na 2
godziny!- zastrzegłam.
-Uwielbiam
Cię!
Kafejka
przy plaży
Ala zapewne
rozłożyła się już gdzieś na plaży, a mnie wysłała po koktajle- sprawiedliwość.
Ale dobrze, mogę to przeżyć, w końcu sama ją tu wyciągnęłam. Czekając na
zamówione napoje przysiadłam przy stoliku w rogu, z którego miałam doskonały
widok na trzy niemiłosiernie chichoczące laski, obok nich stał jakiś koleś. Z
profilu przypominał mi nawet naszego bramkarza Szczęsnego, ale nadzieje mam, że
nie ma on aż tak strasznego gustu. Seniority wyglądają na wierny fanklub, a tym
to raczej macho klasiko, pomyślałam i zabrałam dwa truskawkowe koktajle. W tym
samym momencie gostek odwrócił się przodem do mnie. Dobrze, nie miałam zwidów,
to jest Szczęsny. Nie znam osobiście,a z niewiadomych mi bliżej przyczyn koleś
już mnie wkurwił. Przez chwile nasze spojrzenia się skrzyżowały. Szatyn
przyglądał mi się z zaciekawieniem, zastanawiając się zapewne, czemu nie
piszczę jak te trzy pustaki. Nie ta liga. Odeszłam z wysoko uniesioną głową,
czując na sobie nadal spojrzenie bramkarza.
Kocyk,plaża
Liwia stoi
w kolejce po coś do picia,a ja wyhaczyłam miejsce na uboczu, rozłożyłam kocyk,
włożyłam słuchawki w uszu. No malinowo się zrobiło, słonko grzało, a ja
fałszowałam wraz z Oceana- zawsze lepiej to niż miałabym śpiewać wraz z naszymi
Jarzębinkami. Pogrążyłam się w miłym letargu, gdy.. łup! Coś spadło na moją
twarz, po chwili ktoś kucał obok mnie i pytał czy wszystko w porządku. Złapałam
się za nos, otworzyłam oko i... to był błąd! Obok mojego pięknego,różowego
kocyka w brązowe misie znalazł się Robert Lewandowski! Fuck- tylko tyle
przeszło mi przez myśl.
-Wszystko w
porządku?- zapytał ponownie, a ja kombinowałam co mam zrobić. Może nie będę się
wcale odzywać, to sobie pójdzie? Zamknęłam na chwile oczy, mając nadzieję, że
już go nie zobaczę. Jest jeszcze? A jak! Gościu nadal tkwił przy kocu,
trzymając w ręku piłkę- pewnie tą którą oberwałam.
-Tak...tak, wszystko w porządku -wydukałam
i... utopiłam się w tych niebieskich patrzałkach delikwenta. Zahipnotyzował
mnie i tyle. I wtedy przypomniał o sobie
mój nos. Brunet zauważył to, złapał za chusteczkę (swoją drogą, to skąd on ją
wytrzasnął?!) i próbował zatamować krwawienie.
-To tego...
w miłych okolicznościach natury, przyrody i wgl...to ja dziękuję za pomoc-
złapałam szybko moje rzeczy i jedyna myśl, to uciekać stąd jak najdalej! Zabije
Liwie, zakopie, poćwiartuje, poddam torturą!
-Powiedz
chociaż jak masz na imię!- mój plan zemsty przerwał jego głos.
-Ala-
rzuciłam przez ramię. Chłopak tylko się uśmiechnął po nosem i tyle go
widziałam. Brawo panno Braniecka. W hotelu też będziesz przed nim uciekać?!
Pozazdrościć ujemnego intelektu, doprawdy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz