niedziela, 11 listopada 2012

6. Brak orientacji i kurs prawa jazdy.



-ZASPAŁYŚMY !- wrzask Liwii dotarł do mojej podświadomości z lekkim opóźnieniem.
-Spokojnie!- starałam się opanować sytuację, ponieważ moja szanowna przyjaciółka biegała z każdą częścią swojej garderoby osobno na trasie pokój- łazienka. Jeszcze trochę i będę musiała wystąpić o wybudowanie obwodnicy w naszym mieszkaniu. Chociaż żaden szalony ekolog mi się do drzewka nie przykuje. Swoją drogą, to my tu żadnego kwiatka nie mamy…
-Ala, jakie spokojnie, jakie spokojnie?! Miałyśmy być na 8, a jest za pięć 8. I Ty mówisz mi, że mam być spokojna?!
-Ciesz się, że dzisiaj nie roznosimy śniadania- krzyknęłam ze swojego pokoju walcząc z krótkimi spodenkami, ponieważ już od  samego rana zapowiadał się upalny dzień- nie, tylko nie to!- jęknęłam, gdy usłyszałam jak brunetka zaczyna siarczyście klnąć w bliżej nie określonym mi pomieszczeniu.
-Powiedz, że dziś nie jest środa!- błagała.
-Chciałabym!- kolejne trzy minuty to była istna gonitwa. W biegu ubierałyśmy buty, szczotkowałyśmy zęby, rozczesywałyśmy włosy. Znaczy Liwia nie zdążyła, ponieważ uparła się, że musi zatuszować swoje since pod oczami.
-Jak sobie pomyśle, że mamy jeszcze dobiec w takim tempie do tego zasranego hotelu, to już mi się słabo robi!
-Damy radę!- moja wiara w nas mnie przeraża. Ledwo zbiegłyśmy po klatce schodowej, a ja już mam kolkę. Ja się pytam : czemu nie mamy mieszkania na parterze?!
Do miejsca pracy mamy może nie całe 300 metrów, ale i tak czułam się jakbym przebiegła maraton. Przebierając się w uniform nie miałam nawet siły w rękach, żeby sobie fartuszek zawiązać. I ja mam im teraz kawkę, herbatkę nosić? Zabawne doprawdy. Chowając telefon do mojej szafki, zauważyłam, że mam nową wiadomość. Od tego samego numeru, co wczoraj wieczorem „ Miłego dnia ;)”.
-Tak, a ja znów nie mam czasu żeby Ci odpisać- mruknęłam zamykając tymczasowe schronienie na kluczyk.
-Co Ty tam mruczysz pod nosem?
-Później Ci opowiem, teraz chodź.
Do kuchni weszłyśmy tylnymi drzwiami, żeby nasze spóźnienie nie rzucało się tak bardzo w oczy. Dziewczyny chodziły już z tacami i roznosiły je po stolikach. Jak na razie to większa cześć osób, to chyba sztab szkoleniowy.
-O dziewczynki, nie zauważyłam Was, tak w kącie stoicie- skarciła nas pani Lodzia- już myślałam, że się spóźniłyście.
-My? No co pani!- Liwia zrobiła minę niewiniątka którą opanowała do perfekcji za czasów gimnazjum.
-No to bierzcie tace i ruszajcie- pogoniła nas.
-Wiesz co, ja nic gorącego nie biorę, bo to mogłoby się źle skończyć.
-Mi to tam bez różnicy- brunetka złapała tacę, na której stał dzbanek z kawą, herbata i czymś jeszcze, co pachniało dość podejrzanie.
-Gdzie idziemy?- spytałam rozglądając się po jadalni. Mam dziwne wrażenie, że mój cały dom ma mniejszą powierzchnię niż ta jedna sala.
-Do chłopaków- ruszyła w kierunku Roberta i Wojtka, którzy siedzieli z jeszcze jednym osobnikiem płci brzydkiej.
-Cześć- jako pierwszy zauważył nas Lewandowski.
-Cześc, wy to pewnie Ala i Liwia, chłopaki mi o Was opowiadali, jestem Łukasz- chłopak wyrzucał z siebie słowa z prędkością karabinu. Ledwo co docierało do mojego mózgu czego on od nas chce- ja tylko biorę kawę i lecę- nie dopuszczając nas do głosu, złapał dzbanek z czarną cieczą i wlał filiżanki, i już go nie było.
-Tak, miło było poznać- mówiłam już raczej do jego pleców- ten to zawsze taki zabiegany?- spytałam lepiej znaną mi dwójkę rozstawiając im jedzenie na stoliku.
-Powiedzmy, że przeważnie. A co Wy takie zblazowane?
-Jakbyś musiał się wyrobić w 15 minut, to też byś tak wyglądał- stwierdziła brunetka z ewidentną pretensją w głosie. Jakby oni byli czemuś winni. Hm, a może byli?
-No właśnie widzę, ze nawet nowy image zdążyłaś wypróbować w tym czasie- Wojtek wskazał na głowe Liwii, na której widniał… no, uznajmy to za artystyczny nieład.
-Szczęsny, zauważ, że trzymam w rękach naczynia z bardzo gorącą cieczą !- Cedziła słowa przez zaciśnięte zęby, na co brunet posłał w jej kierunku buziaka i zajął się jedzeniem. Dziewczyna tylko wypuściła ze świstem powietrze.
-Ej spokojnie, bez rękoczynów!- uspokajał ich napastnik- idziemy dziś na plażę, idziecie z nami?
-Tak, jasne i znowu mi rozwalisz nos?! – bulwersowałam się. No ja nie wiem, czy mój narząd węchu jest skłonny drugi raz wytrzymać uderzenie piłki z taką mocą.
-Obiecuję, że tym razem będę się trzymał z dala od Twojej twarzy…
-W takim razie…
-…przynajmniej piłkę będę z dala od niej trzymał- dokończył. Tak trochę nie do końca zrozumiałam o co chodzi, ale to nic.
-To idziemy- zdecydowałam i dosłownie słyszałam jak szczęka Liwii ląduje na podłodze. Sama jestem z lekka zaskoczona moją decyzją i tym, że nikt specjalnie nie musiał mnie do niej przekonywać, ale cóż. Dorastam do samotnego podejmowania decyzji!
Słyszałam tylko jak brunetka dogaduje się z chłopakami o dokładną godzinę i miejsce spotkania, a ja już szlam do kuchni. Sama nie wiem co we mnie wstąpiło, ale już się cieszę, że zgodziłam się na ten wspólny wypad. W czwórkę zawsze jest mniejsze prawdopodobieństwo,  że nagle zapadnie krępująca cisza. Tym bardziej jeśli ma się ze sobą. Liwię i Wojtka. Na nich można polegać. Zawsze znajdą pretekst do kłótni.
-Normalnie jestem z Ciebie dumna!
-Ja z siebie też- wyszczerzyłam zęby w szczerym uśmiechu i zabrałam się do pracy.

Popołudnie

Liwka wyszła do drogerii po jakiś balsam na opalanie żebyśmy się nie spaliły na czerwono, a ja starałam się jakoś okrzesać moje włosy, co szło mi dość opornie. Po jakimś czasie w końcu udało mi się zapleść dobieranego. Wypadałoby w końcu zadzwonić do mamy.
-Tak, słucham?- usłyszałam głos rodzicielki.
-No cześć mamuś! Co tam u Was słychać?
 -Ala! Już się bałam, że o nas zapomniałaś tak długo się nie odzywałaś! – przemilczmy fakt, że ostatnim razem również ja musiałam dzwonić jako pierwsza. Eh, coś mi się wydaję, że specjalnie za mną tam nie płaczą- wszystko w porządku, wiesz sama jak jest, ale nie ma co narzekać! Tęsknimy wszyscy za Tobą!
-Też za Wami tęsknie! A Nadia jak? Mogłaby może przyjechać do nas w ten weekend?- spytałam. Dobra, umówmy się, telefon nie był bezinteresowny. Ustaliłyśmy się z Młodą, że postaramy się wyżulić od mamy pozwolenie na jej przyjazd.
-A wiesz, że ostatnio też o tym wspominała? Ale to nie byłby kłopot ? Przecież nie mieszkasz sama- zmartwiła się.
-Mamo! Przecież mieszkam z Liwią- naprawdę nie rozumiem jak można myśleć, że moi goście mogliby przeszkadzać brunetce. Paranoja.
-No wiem, wiem… Dobrze niech będzie w końcu jej też się coś należy- uf! Poszło łatwiej niż myślałam.
-Tak? To świetnie! Mamo musze kończyć, bo idziemy z Liwią i z… na plażę- przemilczałam naszych pozostałych towarzyszy. Brunetka akurat wróciła i słysząc moją plątaninę popukała się w czoło.
-Miłej zabawy Kochanie i uważajcie tam na siebie!
-Mamo, nie jesteśmy dziećmi- jęknęłam.
-Będziesz miała swoje, to zobaczysz jak to jest. Kocham Cię!
-Ja Ciebie też!- i się rozłączyła- idziemy?
-Tak, chłopaki czekają już na plaży- wzięła wodę z lodówki i szukała kluczy by zamknąć drzwi. Skąd ona niby wie, że tamci już są.


-Skończysz się ze mnie śmiać?!- nawrzeszczałam na Liwię i z impetem opadłam na kocyk obok Wojtka.
-Nie martw się nią, ze mnie też się wiecznie nabija – pocieszał mnie bramkarz.
-A ja jeszcze musze z nią mieszkać- żaliłam się dalej.
-Już, już! Może dość tych narzekań na moją skromną osobę?- zbulwersowała się brunetka- a Ty jesteś sama sobie winna!
-To nie moja wina, że mam słabą orientację w terenie!- tak mnie wkurzyła, ze otwierając mój sok machnęłam ręką, a napój wylądował na koszulce Roberta- przepraszam!
-Nic się nie stało!- zapewnił- wyschnie i nie będzie widać- tak. Masz chłopcze racje. Sok porzeczkowy nie zostawia żadnych plam. Ani trochę- a o co chodziło z tą orientacją?- spytał moją zdradziecką przyjaciółkę.
-Liwia, to może niech się Wam pochwali jak chodziła na kurs prawa jazdy!- nie dopuściłam jej nawet do głosu.
-Jesteś okropna! Ja chcę o tym jak najszybciej zapomnieć, a Ty mi to wypominasz przy byle okazji!
-A ja  chęcią posłucham jeśli to Ciebie ośmiesza- zatarł ręce Wojtek spoglądając na nas wyczekująco.
-W sumie tez jestem ciekawy- poparł kumpla Lewy zdejmując koszulkę. No tak. Ja teraz nic nie opowiem. Przepraszam, chwilowo się wyłączam. Musze się napatrzeć na czyjąś klatę.
-Ale tu nie ma co mówić- próbowała się wymigać.
-Jasne!- prychnęłam- zaczynaj, jak coś to Ci pomogę!- obiecałam.
-Od razu powiem, że nienawidzę jeździć samochodem- zaczęła- poprosiłam o najstarszego instruktora w całej szkole…
-Po co?
-Poprosiłam o takiego co już wiele przeżył i mało co mogło go zdziwić.
-Czyli zapowiada się ciekawie- ucieszył się nie kto inny tylko Wojtek.
-Bardzo był sympatyczny. Uprzedziłam go, że pierwszy raz siedzę jako kierowca i nie do końca wiem do czego to służy, a ten tylko, że spokojnie, że damy radę i pyta co to jest, to okrągłe, to mówię, że kierownica. I dalej drąży ten temat do czego ona służy. Kolejna dobra odpowiedź.
-Geniusz, nie?- pochwaliłam ją przed chłopakami.
-Z kierownicą poszło okey, ale cała reszta to był dramat- schowała głowę w dłoniach- słuchajcie, samochód to jakiś facet wynalazł, nie?
-No raczej…
-No raczej! Jak powstał pierwszy samochód, to kobiety mówiły po francusku i pięknie omdlewały!- pytające spojrzenie Lewandowskiego w moją stronę, a ja sama nie wiem o co chodzi, więc tylko wzruszyłam ramionami.
-Co to ma do rzeczy : facet, czy nie?!
-Bardzo dużo- tłumaczyła żywo gestykulując. Tak żywo, ze wypadł mi z ręki baton. Chlip! A To miał być mój jedyny posiłek jak na razie!- kobiety mdlały, a oni potworzyli jakieś dziwactwa! Wszystko poplątali bez sensu!  A potem ja biedna musiałam płacić nerwami za ich idiotyzm!
-Dziewczyno o czym Ty teraz mówisz?!- Wojtek chyba był nie mniej zdezorientowany w sprawie niż my.
-Bo gdyby wynalazła go kobieta, to chyba logiczne, że zamontowałaby Rawy kierunkowskaz po prawej stronie kierownicy, a lewy po lewej! Bo to jest logiczne!- westchnęła i wypuściła z siebie powietrze, poczym kończyła cichszym tonem- no i ja tak właśnie jeździłam… Instruktor był załamany, ze mnie tego nie oduczy. Bo wiecie? Jak skręcałam w lewo, to..
-…to włączałaś prawy kierunkowskaz? A jak w prawo, to..- głos załamał się bramkarzowi i schował twarz w koszulkę kolegi, i ledwo wykrztusił – wycieraczki?!
-Nie nabijaj się!- zaczęła okładać go pięścią po plecach- to nieładnie!
-Przewieziesz mnie kiedyś samochodem?- poprosił tym razem Robert.
-Przejdź do biegów- poprosiłam, ponieważ wiedziałam, że najlepsze przed nami.
-Nic nie opowiem!
-Dlaczego?!- chłopacy ewidentnie posmutnieli .
-Bo im dalej tym gorzej! Jak opanowałam kierunkowskaz, to biegi… szkoda gadać. Teoretycznie wszystko miałam w małym palcu, ale w praktyce ich nie używałam.
-Nie da się jechać bez zmiany biegów!
-Nie uwierzycie, instruktor mówil to samo!- wzruszyła ramionami- co wy wiecie?
-No przecież silnik wyje- upierał się nadal Szczęsny.
-Ty chyba znasz mojego instruktora? On też ciągle na to marudził „ Czy paniusia nie słyszy, że silnik wyje i błaga o zmiane biegów? „- Liwia naśladowała głos pana Zdzisia.
-No bo wyje- upierał się nadal przy swoim bramkarz.
-Ja w duchu wyłam głośniej niż on!
-Ale usłyszałaś?- upewniał się brunet.
-Tak chyba tego nazwać nie można. Każdą nowa jazdę zaczynaliśmy tak samo, najpierw Toruńska, a potem Zielona. Raz prawie na Lampe wjechałam, bo mnie facet wystraszył!
-Ale czym?!- dociekali chłopacy, a ja ledwo powstrzymywałam wybuch śmiechu.
-Radosnymi wrzaskami! „ Udało się! Wreszcie usłyszałaś! Ja wiedziałem, ze to z czasem przyjdzie, tylko trzeba być cierpliwym! „
-Czyli wyczułaś rytm?!
-Serce mi się ścisnęło, ale musiałam mu powiedzieć prawdę…
-Że..?
-Że się nauczyłam… zapamiętałam, że jak przejeżdżam obok weterynarza, to musze wrzucić dwójkę, a obok Tesco trójkę… Nie śmiejcie się ze mnie!
-Liwia, przepraszam!- starał się opanować Lewandowski- ale nigdy czegoś takiego… hahahah, to jak Ty zdałaś?
-Nie zdałam, rzuciłam to! Wystarczy, że Ala ma jak coś- zawyrokowała.
-A ze mnie się śmiała, jak jej powiedziałam, że sobie ręce połamałem!- biedny Wojtek nie mógł się opanować.
Posiedzieliśmy jeszcze jakiś czas i każdy udał się do swojego lokum. Mimo, że nie napracowałam się dziś szczególnie, to byłam bardzo zmęczona. Pozostaje cieszyć się faktem, że jutro na 10. Spojrzałam na mój telefon- brak wiadomości. Chyba moja kolej, pomyślałam i wysłałam sms-a. „ Tym razem ja życzę miłych snów ;)”. Nie musiałam czekać nawet minuty na odpowiedź „ Wystarczy, ze będą o Tobie ;*”.
-Kim Ty jesteś?- spytałam sama siebie.


Powiem Wam, że sama jestem zaskoczona, że po dwóch tygodniach znów coś napisałam ;) może nie jest To najlepszy rozdział, ale zawsze jest ;P
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze, naprawdę miło mi gdy czytam te słowa od Was ;)
Kolejny nie wiem kiedy, może za dwa tygodnie? Oby ;D
Pozdrawiam ;*