-ZASPAŁYŚMY !- wrzask
Liwii dotarł do mojej podświadomości z lekkim opóźnieniem.
-Spokojnie!- starałam
się opanować sytuację, ponieważ moja szanowna przyjaciółka biegała z każdą
częścią swojej garderoby osobno na trasie pokój- łazienka. Jeszcze trochę i
będę musiała wystąpić o wybudowanie obwodnicy w naszym mieszkaniu. Chociaż
żaden szalony ekolog mi się do drzewka nie przykuje. Swoją drogą, to my tu
żadnego kwiatka nie mamy…
-Ala, jakie spokojnie,
jakie spokojnie?! Miałyśmy być na 8, a jest za pięć 8. I Ty mówisz mi, że mam
być spokojna?!
-Ciesz się, że
dzisiaj nie roznosimy śniadania- krzyknęłam ze swojego pokoju walcząc z
krótkimi spodenkami, ponieważ już od
samego rana zapowiadał się upalny dzień- nie, tylko nie to!- jęknęłam,
gdy usłyszałam jak brunetka zaczyna siarczyście klnąć w bliżej nie określonym
mi pomieszczeniu.
-Powiedz, że dziś nie
jest środa!- błagała.
-Chciałabym!- kolejne
trzy minuty to była istna gonitwa. W biegu ubierałyśmy buty, szczotkowałyśmy
zęby, rozczesywałyśmy włosy. Znaczy Liwia nie zdążyła, ponieważ uparła się, że
musi zatuszować swoje since pod oczami.
-Jak sobie pomyśle,
że mamy jeszcze dobiec w takim tempie do tego zasranego hotelu, to już mi się
słabo robi!
-Damy radę!- moja
wiara w nas mnie przeraża. Ledwo zbiegłyśmy po klatce schodowej, a ja już mam
kolkę. Ja się pytam : czemu nie mamy mieszkania na parterze?!
Do miejsca pracy mamy
może nie całe 300 metrów, ale i tak czułam się jakbym przebiegła maraton. Przebierając
się w uniform nie miałam nawet siły w rękach, żeby sobie fartuszek zawiązać. I
ja mam im teraz kawkę, herbatkę nosić? Zabawne doprawdy. Chowając telefon do
mojej szafki, zauważyłam, że mam nową wiadomość. Od tego samego numeru, co
wczoraj wieczorem „ Miłego dnia ;)”.
-Tak, a ja znów nie
mam czasu żeby Ci odpisać- mruknęłam zamykając tymczasowe schronienie na
kluczyk.
-Co Ty tam mruczysz
pod nosem?
-Później Ci opowiem,
teraz chodź.
Do kuchni weszłyśmy
tylnymi drzwiami, żeby nasze spóźnienie nie rzucało się tak bardzo w oczy.
Dziewczyny chodziły już z tacami i roznosiły je po stolikach. Jak na razie to
większa cześć osób, to chyba sztab szkoleniowy.
-O dziewczynki, nie
zauważyłam Was, tak w kącie stoicie- skarciła nas pani Lodzia- już myślałam, że
się spóźniłyście.
-My? No co pani!-
Liwia zrobiła minę niewiniątka którą opanowała do perfekcji za czasów
gimnazjum.
-No to bierzcie tace
i ruszajcie- pogoniła nas.
-Wiesz co, ja nic
gorącego nie biorę, bo to mogłoby się źle skończyć.
-Mi to tam bez
różnicy- brunetka złapała tacę, na której stał dzbanek z kawą, herbata i czymś
jeszcze, co pachniało dość podejrzanie.
-Gdzie idziemy?-
spytałam rozglądając się po jadalni. Mam dziwne wrażenie, że mój cały dom ma
mniejszą powierzchnię niż ta jedna sala.
-Do chłopaków-
ruszyła w kierunku Roberta i Wojtka, którzy siedzieli z jeszcze jednym
osobnikiem płci brzydkiej.
-Cześć- jako pierwszy
zauważył nas Lewandowski.
-Cześc, wy to pewnie
Ala i Liwia, chłopaki mi o Was opowiadali, jestem Łukasz- chłopak wyrzucał z
siebie słowa z prędkością karabinu. Ledwo co docierało do mojego mózgu czego on
od nas chce- ja tylko biorę kawę i lecę- nie dopuszczając nas do głosu, złapał
dzbanek z czarną cieczą i wlał filiżanki, i już go nie było.
-Tak, miło było
poznać- mówiłam już raczej do jego pleców- ten to zawsze taki zabiegany?-
spytałam lepiej znaną mi dwójkę rozstawiając im jedzenie na stoliku.
-Powiedzmy, że
przeważnie. A co Wy takie zblazowane?
-Jakbyś musiał się
wyrobić w 15 minut, to też byś tak wyglądał- stwierdziła brunetka z ewidentną
pretensją w głosie. Jakby oni byli czemuś winni. Hm, a może byli?
-No właśnie widzę, ze
nawet nowy image zdążyłaś wypróbować w tym czasie- Wojtek wskazał na głowe
Liwii, na której widniał… no, uznajmy to za artystyczny nieład.
-Szczęsny, zauważ, że
trzymam w rękach naczynia z bardzo gorącą cieczą !- Cedziła słowa przez
zaciśnięte zęby, na co brunet posłał w jej kierunku buziaka i zajął się
jedzeniem. Dziewczyna tylko wypuściła ze świstem powietrze.
-Ej spokojnie, bez
rękoczynów!- uspokajał ich napastnik- idziemy dziś na plażę, idziecie z nami?
-Tak, jasne i znowu
mi rozwalisz nos?! – bulwersowałam się. No ja nie wiem, czy mój narząd węchu
jest skłonny drugi raz wytrzymać uderzenie piłki z taką mocą.
-Obiecuję, że tym
razem będę się trzymał z dala od Twojej twarzy…
-W takim razie…
-…przynajmniej piłkę
będę z dala od niej trzymał- dokończył. Tak trochę nie do końca zrozumiałam o
co chodzi, ale to nic.
-To idziemy-
zdecydowałam i dosłownie słyszałam jak szczęka Liwii ląduje na podłodze. Sama
jestem z lekka zaskoczona moją decyzją i tym, że nikt specjalnie nie musiał
mnie do niej przekonywać, ale cóż. Dorastam do samotnego podejmowania decyzji!
Słyszałam tylko jak
brunetka dogaduje się z chłopakami o dokładną godzinę i miejsce spotkania, a ja
już szlam do kuchni. Sama nie wiem co we mnie wstąpiło, ale już się cieszę, że
zgodziłam się na ten wspólny wypad. W czwórkę zawsze jest mniejsze prawdopodobieństwo, że nagle zapadnie krępująca cisza. Tym bardziej
jeśli ma się ze sobą. Liwię i Wojtka. Na nich można polegać. Zawsze znajdą
pretekst do kłótni.
-Normalnie jestem z
Ciebie dumna!
-Ja z siebie też-
wyszczerzyłam zęby w szczerym uśmiechu i zabrałam się do pracy.
Popołudnie
Liwka wyszła do
drogerii po jakiś balsam na opalanie żebyśmy się nie spaliły na czerwono, a ja
starałam się jakoś okrzesać moje włosy, co szło mi dość opornie. Po jakimś
czasie w końcu udało mi się zapleść dobieranego. Wypadałoby w końcu zadzwonić
do mamy.
-Tak, słucham?-
usłyszałam głos rodzicielki.
-No cześć mamuś! Co
tam u Was słychać?
-Ala! Już się bałam, że o nas zapomniałaś tak
długo się nie odzywałaś! – przemilczmy fakt, że ostatnim razem również ja
musiałam dzwonić jako pierwsza. Eh, coś mi się wydaję, że specjalnie za mną tam
nie płaczą- wszystko w porządku, wiesz sama jak jest, ale nie ma co narzekać!
Tęsknimy wszyscy za Tobą!
-Też za Wami tęsknie!
A Nadia jak? Mogłaby może przyjechać do nas w ten weekend?- spytałam. Dobra,
umówmy się, telefon nie był bezinteresowny. Ustaliłyśmy się z Młodą, że
postaramy się wyżulić od mamy pozwolenie na jej przyjazd.
-A wiesz, że ostatnio
też o tym wspominała? Ale to nie byłby kłopot ? Przecież nie mieszkasz sama-
zmartwiła się.
-Mamo! Przecież
mieszkam z Liwią- naprawdę nie rozumiem jak można myśleć, że moi goście mogliby
przeszkadzać brunetce. Paranoja.
-No wiem, wiem…
Dobrze niech będzie w końcu jej też się coś należy- uf! Poszło łatwiej niż myślałam.
-Tak? To świetnie!
Mamo musze kończyć, bo idziemy z Liwią i z… na plażę- przemilczałam naszych
pozostałych towarzyszy. Brunetka akurat wróciła i słysząc moją plątaninę
popukała się w czoło.
-Miłej zabawy
Kochanie i uważajcie tam na siebie!
-Mamo, nie jesteśmy
dziećmi- jęknęłam.
-Będziesz miała
swoje, to zobaczysz jak to jest. Kocham Cię!
-Ja Ciebie też!- i
się rozłączyła- idziemy?
-Tak, chłopaki
czekają już na plaży- wzięła wodę z lodówki i szukała kluczy by zamknąć drzwi.
Skąd ona niby wie, że tamci już są.
-Skończysz się ze
mnie śmiać?!- nawrzeszczałam na Liwię i z impetem opadłam na kocyk obok Wojtka.
-Nie martw się nią,
ze mnie też się wiecznie nabija – pocieszał mnie bramkarz.
-A ja jeszcze musze z
nią mieszkać- żaliłam się dalej.
-Już, już! Może dość
tych narzekań na moją skromną osobę?- zbulwersowała się brunetka- a Ty jesteś
sama sobie winna!
-To nie moja wina, że
mam słabą orientację w terenie!- tak mnie wkurzyła, ze otwierając mój sok
machnęłam ręką, a napój wylądował na koszulce Roberta- przepraszam!
-Nic się nie stało!-
zapewnił- wyschnie i nie będzie widać- tak. Masz chłopcze racje. Sok
porzeczkowy nie zostawia żadnych plam. Ani trochę- a o co chodziło z tą
orientacją?- spytał moją zdradziecką przyjaciółkę.
-Liwia, to może niech
się Wam pochwali jak chodziła na kurs prawa jazdy!- nie dopuściłam jej nawet do
głosu.
-Jesteś okropna! Ja
chcę o tym jak najszybciej zapomnieć, a Ty mi to wypominasz przy byle okazji!
-A ja chęcią posłucham jeśli to Ciebie ośmiesza- zatarł
ręce Wojtek spoglądając na nas wyczekująco.
-W sumie tez jestem
ciekawy- poparł kumpla Lewy zdejmując koszulkę. No tak. Ja teraz nic nie
opowiem. Przepraszam, chwilowo się wyłączam. Musze się napatrzeć na czyjąś
klatę.
-Ale tu nie ma co
mówić- próbowała się wymigać.
-Jasne!- prychnęłam-
zaczynaj, jak coś to Ci pomogę!- obiecałam.
-Od razu powiem, że
nienawidzę jeździć samochodem- zaczęła- poprosiłam o najstarszego instruktora w
całej szkole…
-Po co?
-Poprosiłam o takiego
co już wiele przeżył i mało co mogło go zdziwić.
-Czyli zapowiada się
ciekawie- ucieszył się nie kto inny tylko Wojtek.
-Bardzo był
sympatyczny. Uprzedziłam go, że pierwszy raz siedzę jako kierowca i nie do
końca wiem do czego to służy, a ten tylko, że spokojnie, że damy radę i pyta co
to jest, to okrągłe, to mówię, że kierownica. I dalej drąży ten temat do czego
ona służy. Kolejna dobra odpowiedź.
-Geniusz, nie?-
pochwaliłam ją przed chłopakami.
-Z kierownicą poszło
okey, ale cała reszta to był dramat- schowała głowę w dłoniach- słuchajcie,
samochód to jakiś facet wynalazł, nie?
-No raczej…
-No raczej! Jak
powstał pierwszy samochód, to kobiety mówiły po francusku i pięknie omdlewały!-
pytające spojrzenie Lewandowskiego w moją stronę, a ja sama nie wiem o co
chodzi, więc tylko wzruszyłam ramionami.
-Co to ma do rzeczy :
facet, czy nie?!
-Bardzo dużo-
tłumaczyła żywo gestykulując. Tak żywo, ze wypadł mi z ręki baton. Chlip! A To
miał być mój jedyny posiłek jak na razie!- kobiety mdlały, a oni potworzyli
jakieś dziwactwa! Wszystko poplątali bez sensu! A potem ja biedna musiałam płacić nerwami za
ich idiotyzm!
-Dziewczyno o czym Ty
teraz mówisz?!- Wojtek chyba był nie mniej zdezorientowany w sprawie niż my.
-Bo gdyby wynalazła go
kobieta, to chyba logiczne, że zamontowałaby Rawy kierunkowskaz po prawej
stronie kierownicy, a lewy po lewej! Bo to jest logiczne!- westchnęła i wypuściła
z siebie powietrze, poczym kończyła cichszym tonem- no i ja tak właśnie
jeździłam… Instruktor był załamany, ze mnie tego nie oduczy. Bo wiecie? Jak
skręcałam w lewo, to..
-…to włączałaś prawy
kierunkowskaz? A jak w prawo, to..- głos załamał się bramkarzowi i schował
twarz w koszulkę kolegi, i ledwo wykrztusił – wycieraczki?!
-Nie nabijaj się!-
zaczęła okładać go pięścią po plecach- to nieładnie!
-Przewieziesz mnie
kiedyś samochodem?- poprosił tym razem Robert.
-Przejdź do biegów-
poprosiłam, ponieważ wiedziałam, że najlepsze przed nami.
-Nic nie opowiem!
-Dlaczego?!- chłopacy
ewidentnie posmutnieli .
-Bo im dalej tym
gorzej! Jak opanowałam kierunkowskaz, to biegi… szkoda gadać. Teoretycznie
wszystko miałam w małym palcu, ale w praktyce ich nie używałam.
-Nie da się jechać
bez zmiany biegów!
-Nie uwierzycie,
instruktor mówil to samo!- wzruszyła ramionami- co wy wiecie?
-No przecież silnik
wyje- upierał się nadal Szczęsny.
-Ty chyba znasz
mojego instruktora? On też ciągle na to marudził „ Czy paniusia nie słyszy, że
silnik wyje i błaga o zmiane biegów? „- Liwia naśladowała głos pana Zdzisia.
-No bo wyje- upierał
się nadal przy swoim bramkarz.
-Ja w duchu wyłam głośniej
niż on!
-Ale usłyszałaś?-
upewniał się brunet.
-Tak chyba tego
nazwać nie można. Każdą nowa jazdę zaczynaliśmy tak samo, najpierw Toruńska, a
potem Zielona. Raz prawie na Lampe wjechałam, bo mnie facet wystraszył!
-Ale czym?!-
dociekali chłopacy, a ja ledwo powstrzymywałam wybuch śmiechu.
-Radosnymi wrzaskami!
„ Udało się! Wreszcie usłyszałaś! Ja wiedziałem, ze to z czasem przyjdzie,
tylko trzeba być cierpliwym! „
-Czyli wyczułaś
rytm?!
-Serce mi się ścisnęło,
ale musiałam mu powiedzieć prawdę…
-Że..?
-Że się nauczyłam…
zapamiętałam, że jak przejeżdżam obok weterynarza, to musze wrzucić dwójkę, a
obok Tesco trójkę… Nie śmiejcie się ze mnie!
-Liwia, przepraszam!-
starał się opanować Lewandowski- ale nigdy czegoś takiego… hahahah, to jak Ty
zdałaś?
-Nie zdałam, rzuciłam
to! Wystarczy, że Ala ma jak coś- zawyrokowała.
-A ze mnie się
śmiała, jak jej powiedziałam, że sobie ręce połamałem!- biedny Wojtek nie mógł
się opanować.
Posiedzieliśmy
jeszcze jakiś czas i każdy udał się do swojego lokum. Mimo, że nie napracowałam
się dziś szczególnie, to byłam bardzo zmęczona. Pozostaje cieszyć się faktem,
że jutro na 10. Spojrzałam na mój telefon- brak wiadomości. Chyba moja kolej,
pomyślałam i wysłałam sms-a. „ Tym razem ja życzę miłych snów ;)”. Nie musiałam
czekać nawet minuty na odpowiedź „ Wystarczy, ze będą o Tobie ;*”.
-Kim Ty jesteś?-
spytałam sama siebie.
Powiem Wam, że sama
jestem zaskoczona, że po dwóch tygodniach znów coś napisałam ;) może nie jest To
najlepszy rozdział, ale zawsze jest ;P
Dziękuję Wam za
wszystkie komentarze, naprawdę miło mi gdy czytam te słowa od Was ;)
Kolejny nie wiem
kiedy, może za dwa tygodnie? Oby ;D
Pozdrawiam ;*